- Wybierasz się gdzieś? - mruknęłam, zaglądając Bartkowi przez ramię i całując go w policzek. Kolejny raz przeglądał oferty jakiegoś biura podróży.
- Tak tylko oglądam... - uśmiechnął się lekko do mnie, po czym ponownie przeniósł spojrzenie na monitor. Szybko przewijał kolejne strony, oglądając masę zdjęć. Hiszpania, Grecja, Włochy, nawet Australia. - Myślałem o jakichś wakacjach. Wiesz, razem...
- My? We dwoje? Że razem? - zająknęłam się nieznacznie, zdziwiona propozycją.
- No tak, przecież nie z chomikiem... - zaśmiał się i popatrzył na mnie z wyczekiwaniem. - Nie chciałabyś?
- Pewnie, że bym chciała! Odpocząć od tego zgiełku, zwiedzić kawałek świata, spędzić czas tylko z tobą...
- Pomyśl sobie: plaża, ciepła i przejrzysta woda, słoneczko, widok na morze – zachęcał, a ja czułam, że wszystkie wątpliwości, nawet te, o których nie zdążyłam nawet pomyśleć, odpływają gdzieś daleko.
- Ale to chyba trochę za dużo – wskazałam palcem na ofertę z Australii, gdzie kilkunastodniowy pobyt kosztował blisko piętnaście tysięcy złotych. Za osobę.
- Są przecież tańsze opcje – zaprzeczył, przełączając jednocześnie podgląd na jedną ze słonecznych, hiszpańskich plaż.
- Nie moglibyśmy zostać w kraju? - skrzywił się tylko. - Przecież dla wspólnych wakacji wcale nie musimy wyjeżdżać Bóg wie gdzie... Byle razem – uśmiechnęłam się pojednawczo.
- Kiedy ja właśnie myślałem o czymś... cieplejszym, wygodniejszym, bardziej...
- Okay, rozumiem – przerwałam jego wyliczankę.
- Jeśli nie ciągnie cię do takich urokliwych miejsc... Cóż... W Polsce była chyba taka wieś, Włochy*. To zobowiązuje, prawda? Zawsze coś... - mruknął, a ja zaśmiałam się. Kątem oka dostrzegłam jednak, że wcale nie zamyka wszystkich kart biur podróży.
- To po prostu tańsze...
- Jesteś ze mną, jedziesz ze mną,. To tak, jakbym płacił tylko za połowę siebie.
- Oj, Bartuś... - spojrzałam na niego z czułością, zaskoczona sposobem, w jaki pojmuje nasz związek. Ucieszyłam się jednak. Chyba zaczęło do mnie docierać, że to nie tylko pieniądze stanowią problem, ale też moje zachwiane zaufanie, które nadszarpnął, gdy zobaczyłam zdjęcia z urodzin. Minęło już kilka dni od tego czasu, a ja nadal nie potrafiłam o tym do końca zapomnieć.
- Niech ci będzie – powiedziałam po chwili namysłu, a ten z uśmiechem musnął moje usta. Zadowolona, odwzajemniłam pocałunek.
* * *
Kolejny tydzień minął w bardzo szybkim tempie. Jakimś cudem Bartkowi udało się załatwić dwutygodniowy wyjazd nad morze. Czas minął mi więc na zakupie potrzebnych rzeczy, między innymi kosmetyków, czy nowego stroju kąpielowego. Przed włożeniem do walizki, przymierzyłam go raz jeszcze by upewnić się, że na pewno jest dobrze dopasowany. Na szczęście, mogłam go wymienić. Wszystko było jednak w porządku. Biała góra bez ramiączek, z delikatnym oliwkowym zdobieniem, nie obsuwała się, ani nie uwierała – wbrew obawom. Podobał mi się bardzo. Nigdy nie opalałam się zbyt intensywnie, jednak nigdy na czerwono. Ewa widząc mnie w przymierzalni, przytaknęła głową i uśmiechnęła się lekko. W końcu nie chodziło tylko o to, żeby dobrze wyglądać, ale też podobać się Bartkowi.
Wspomniany siatkarz wszedł właśnie do mojego pokoju i stanął jak wryty. Widząc jego minę, odbijającą się w lustrze, parsknęłam cichym śmiechem.
- No chyba tak nie wyjdziesz na plażę? - wykrztusił, a ja uniosłam brwi zdziwiona.
- A dlaczego by nie? Przecież nie będę paradować w spodniach i swetrze, Bartek. Lato jest po prostu upalne!
- Ale to... to... to ledwo cię zakrywa! - zawołał zbulwersowany, a szczere oburzenie w jego głosie tylko wzmogło mój atak śmiechu. Siatkarz jednak wcale się nie rozchmurzył.
- Bartuś, żartujesz, prawda? - podeszłam do niego, a on przełknął ślinę nerwowo. Nie żartował. - No ale przecież ja tak dla ciebie...
- Dla mnie?
- Oczywiście, że tak. Ani mi w głowie patrzeć na innych, mając przy sobie takie ciacho – mruknęłam mu do ucha, nieznacznie podnosząc jego koszulkę, która okrywała dobrze zbudowane ciało. - Poza tym, sądzę, że nie tylko ja wzbudzę zainteresowanie, ale ty przede wszystkim.
- Nigdzie nie jedziemy.
- No, proszę cię. Ja wiem, że Włosi to gorący i upierdliwy naród, ale chyba ci polscy są bardziej cywilizowani, prawda? Poza tym, co nam grozi na takiej sopockiej plaży. No, proszę!
- Niech tylko jeden na ciebie spojrzy, a nie dam się drugi raz przekonać – stwierdził pewnym siebie głosem, po czym przyciągnął mnie do siebie.
- Muszę się spakować – zaprotestowałam. - A potem przejrzeć, co ty planujesz zabrać. Zapewne czeka mnie mozolne przepakowywanie...
- Kochanie, twój chłopak żyje na walizkach – przypomniał, splatając swoje palce z moimi. - Przyjadę jutro koło dziesiątej. Musimy być wcześniej na lotnisku, żeby przejść całą odprawę.
- Lotnisko? - uniosłam brwi zdziwiona. - Przecież to tylko kilka godzin samochodem...
- Kilka znaczy prawie dziesięć. Samolotem szybciej – rzucił nerwowo, po czym pocałował mnie w policzek i ruszył w stronę drzwi. - Staraj się nie spakować całej szafy, okay? Inaczej zapłacimy majątek za nadbagaż. Aha, no tak. I wypakuj te długie spodnie. Gwarantuję ci, że tam nie będzie chłodno.
* * *
- Pasażerowie lotu numer dwieście siedemdziesiąt pięć na Rodos proszeni są do odprawy przy stanowisku numer osiem.
- Bartek... Przecież my jedziemy nad morze, a nie do Grecji... - spojrzałam ze zdziwieniem na siatkarza, a ten zaczerwienił się nieznacznie. - Chyba stoimy w złej kolejce. Gdzie bagaże?
- Widzisz... My nie jedziemy do Sopotu – zaczął się tłumaczyć, a ja z zaskoczenia niemal upuściłam torebkę.
- Jak to nie? Przecież mamy rezerwację... Hotel, restauracja... Przecież nawet umówiliśmy się z Ewką i Zbyszkiem, że do nas dołączą! - zawołałam, wywołując ogólne zainteresowanie zgromadzonych ludzi. Twarz Kurka stawała się jednak coraz bardziej czerwona. Pokręcił nieznacznie głową. A więc... - Oni wcale do nas nie dotrą, prawda? Wiedzieli od początku?
- Anuś...
- Przepraszam, ale blokują państwo przejście – wtrąciła nieśmiało pani z obsługi, jednocześnie zerkając ze współczuciem na przyjmującego. - Muszę też dodać, iż państwa bagaże znajdują się już na pokładzie samolotu. Czy mam rozumieć, że jednak państwo nie jedziecie?
- Jedziemy – odparłam i podałam jej swoją kartę, którą po chwili sprawdzenia oddała mi z powrotem. Poprawiając pasek torebki na ramieniu, ruszyłam w stronę wejścia do samolotu.
- Tak tylko oglądam... - uśmiechnął się lekko do mnie, po czym ponownie przeniósł spojrzenie na monitor. Szybko przewijał kolejne strony, oglądając masę zdjęć. Hiszpania, Grecja, Włochy, nawet Australia. - Myślałem o jakichś wakacjach. Wiesz, razem...
- My? We dwoje? Że razem? - zająknęłam się nieznacznie, zdziwiona propozycją.
- No tak, przecież nie z chomikiem... - zaśmiał się i popatrzył na mnie z wyczekiwaniem. - Nie chciałabyś?
- Pewnie, że bym chciała! Odpocząć od tego zgiełku, zwiedzić kawałek świata, spędzić czas tylko z tobą...
- Pomyśl sobie: plaża, ciepła i przejrzysta woda, słoneczko, widok na morze – zachęcał, a ja czułam, że wszystkie wątpliwości, nawet te, o których nie zdążyłam nawet pomyśleć, odpływają gdzieś daleko.
- Ale to chyba trochę za dużo – wskazałam palcem na ofertę z Australii, gdzie kilkunastodniowy pobyt kosztował blisko piętnaście tysięcy złotych. Za osobę.
- Są przecież tańsze opcje – zaprzeczył, przełączając jednocześnie podgląd na jedną ze słonecznych, hiszpańskich plaż.
- Nie moglibyśmy zostać w kraju? - skrzywił się tylko. - Przecież dla wspólnych wakacji wcale nie musimy wyjeżdżać Bóg wie gdzie... Byle razem – uśmiechnęłam się pojednawczo.
- Kiedy ja właśnie myślałem o czymś... cieplejszym, wygodniejszym, bardziej...
- Okay, rozumiem – przerwałam jego wyliczankę.
- Jeśli nie ciągnie cię do takich urokliwych miejsc... Cóż... W Polsce była chyba taka wieś, Włochy*. To zobowiązuje, prawda? Zawsze coś... - mruknął, a ja zaśmiałam się. Kątem oka dostrzegłam jednak, że wcale nie zamyka wszystkich kart biur podróży.
- To po prostu tańsze...
- Jesteś ze mną, jedziesz ze mną,. To tak, jakbym płacił tylko za połowę siebie.
- Oj, Bartuś... - spojrzałam na niego z czułością, zaskoczona sposobem, w jaki pojmuje nasz związek. Ucieszyłam się jednak. Chyba zaczęło do mnie docierać, że to nie tylko pieniądze stanowią problem, ale też moje zachwiane zaufanie, które nadszarpnął, gdy zobaczyłam zdjęcia z urodzin. Minęło już kilka dni od tego czasu, a ja nadal nie potrafiłam o tym do końca zapomnieć.
- Niech ci będzie – powiedziałam po chwili namysłu, a ten z uśmiechem musnął moje usta. Zadowolona, odwzajemniłam pocałunek.
* * *
Kolejny tydzień minął w bardzo szybkim tempie. Jakimś cudem Bartkowi udało się załatwić dwutygodniowy wyjazd nad morze. Czas minął mi więc na zakupie potrzebnych rzeczy, między innymi kosmetyków, czy nowego stroju kąpielowego. Przed włożeniem do walizki, przymierzyłam go raz jeszcze by upewnić się, że na pewno jest dobrze dopasowany. Na szczęście, mogłam go wymienić. Wszystko było jednak w porządku. Biała góra bez ramiączek, z delikatnym oliwkowym zdobieniem, nie obsuwała się, ani nie uwierała – wbrew obawom. Podobał mi się bardzo. Nigdy nie opalałam się zbyt intensywnie, jednak nigdy na czerwono. Ewa widząc mnie w przymierzalni, przytaknęła głową i uśmiechnęła się lekko. W końcu nie chodziło tylko o to, żeby dobrze wyglądać, ale też podobać się Bartkowi.
Wspomniany siatkarz wszedł właśnie do mojego pokoju i stanął jak wryty. Widząc jego minę, odbijającą się w lustrze, parsknęłam cichym śmiechem.
- No chyba tak nie wyjdziesz na plażę? - wykrztusił, a ja uniosłam brwi zdziwiona.
- A dlaczego by nie? Przecież nie będę paradować w spodniach i swetrze, Bartek. Lato jest po prostu upalne!
- Ale to... to... to ledwo cię zakrywa! - zawołał zbulwersowany, a szczere oburzenie w jego głosie tylko wzmogło mój atak śmiechu. Siatkarz jednak wcale się nie rozchmurzył.
- Bartuś, żartujesz, prawda? - podeszłam do niego, a on przełknął ślinę nerwowo. Nie żartował. - No ale przecież ja tak dla ciebie...
- Dla mnie?
- Oczywiście, że tak. Ani mi w głowie patrzeć na innych, mając przy sobie takie ciacho – mruknęłam mu do ucha, nieznacznie podnosząc jego koszulkę, która okrywała dobrze zbudowane ciało. - Poza tym, sądzę, że nie tylko ja wzbudzę zainteresowanie, ale ty przede wszystkim.
- Nigdzie nie jedziemy.
- No, proszę cię. Ja wiem, że Włosi to gorący i upierdliwy naród, ale chyba ci polscy są bardziej cywilizowani, prawda? Poza tym, co nam grozi na takiej sopockiej plaży. No, proszę!
- Niech tylko jeden na ciebie spojrzy, a nie dam się drugi raz przekonać – stwierdził pewnym siebie głosem, po czym przyciągnął mnie do siebie.
- Muszę się spakować – zaprotestowałam. - A potem przejrzeć, co ty planujesz zabrać. Zapewne czeka mnie mozolne przepakowywanie...
- Kochanie, twój chłopak żyje na walizkach – przypomniał, splatając swoje palce z moimi. - Przyjadę jutro koło dziesiątej. Musimy być wcześniej na lotnisku, żeby przejść całą odprawę.
- Lotnisko? - uniosłam brwi zdziwiona. - Przecież to tylko kilka godzin samochodem...
- Kilka znaczy prawie dziesięć. Samolotem szybciej – rzucił nerwowo, po czym pocałował mnie w policzek i ruszył w stronę drzwi. - Staraj się nie spakować całej szafy, okay? Inaczej zapłacimy majątek za nadbagaż. Aha, no tak. I wypakuj te długie spodnie. Gwarantuję ci, że tam nie będzie chłodno.
* * *
- Pasażerowie lotu numer dwieście siedemdziesiąt pięć na Rodos proszeni są do odprawy przy stanowisku numer osiem.
- Bartek... Przecież my jedziemy nad morze, a nie do Grecji... - spojrzałam ze zdziwieniem na siatkarza, a ten zaczerwienił się nieznacznie. - Chyba stoimy w złej kolejce. Gdzie bagaże?
- Widzisz... My nie jedziemy do Sopotu – zaczął się tłumaczyć, a ja z zaskoczenia niemal upuściłam torebkę.
- Jak to nie? Przecież mamy rezerwację... Hotel, restauracja... Przecież nawet umówiliśmy się z Ewką i Zbyszkiem, że do nas dołączą! - zawołałam, wywołując ogólne zainteresowanie zgromadzonych ludzi. Twarz Kurka stawała się jednak coraz bardziej czerwona. Pokręcił nieznacznie głową. A więc... - Oni wcale do nas nie dotrą, prawda? Wiedzieli od początku?
- Anuś...
- Przepraszam, ale blokują państwo przejście – wtrąciła nieśmiało pani z obsługi, jednocześnie zerkając ze współczuciem na przyjmującego. - Muszę też dodać, iż państwa bagaże znajdują się już na pokładzie samolotu. Czy mam rozumieć, że jednak państwo nie jedziecie?
- Jedziemy – odparłam i podałam jej swoją kartę, którą po chwili sprawdzenia oddała mi z powrotem. Poprawiając pasek torebki na ramieniu, ruszyłam w stronę wejścia do samolotu.
- Bardzo się gniewasz? - usłyszałam niepewny głos Bartka kilka minut po starcie. Swój pierwszy lot samolotem zaczęłam w dość niespodziewanej sytuacji. Widziałam kątem oka, jak siatkarz nerwowo trzyma się oparcia i wzdycha z ulgą, kiedy uczucie ucisku minęło.
- Nie, no co ty. Po prostu przykro mi trochę, że ukrywałeś przede mną to wszystko.
- To miała być...
- Wiesz, że nie lubię niespodzianek – przerwałam mu, na co ten skulił się nieznacznie w fotelu. Uśmiechnęłam się więc pojednawczo i chwyciłam jego wielką dłoń. Spojrzał na mnie z wdzięcznością.
- Zobaczysz, spodoba ci się. Jarski opowiadał mi, że zabrał tam swoją Agę. On, jak na rudzielca, spalił raka, ale to tylko świadczy o tym, że jest tam naprawdę słonecznie i pięknie.
- Mam nadzieję. W końcu wypakowałam te jeansy.
* * *
Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem. Tuż przed lądowaniem zwróciłam uwagę na piękne, błękitne morze, nieco pagórkowaty teren oraz prostą zabudowę. Nie zwróciłam uwagi na lotnisko. Wspomnienia zaczęłam zbierać w trakcie drogi taksówką do hotelu, który znajdował się niemal przed samą plażą, na niewielkim wzniesieniu. Spodobała mi się ta intensywność barw, roślinność skąpana w blasku zachodzącego słońca, tworzącego czerwoną łunę na niebie. Z westchnieniem odwróciłam głowę od okna i przeniosłam wzrok na Bartka, który wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Również wykrzywiłam wargi, po czym oparłam głowę na jego ramieniu. Musiałam zasnąć, gdyż po kilkunastu minutach, które dla mnie były raptem sekundami, usłyszałam jego szept.
- Jesteśmy na miejscu, królewno. Otwórz oczy.
Przeciągnęłam się lekko, unosząc powieki. Na zewnątrz panował już półmrok. Wysiedliśmy z samochodu i już po chwili znaleźliśmy się w przestrzennym hallu, w którym znajdowała się recepcja. Niewiele pamiętam z tego, co działo się później. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi naszego pokoju, runęłam na łóżko, zmęczona długim lotem. Nie zdążyłam się nawet zastanowić, jak będziemy spali, mając do dyspozycji tylko jedno, ogromne łóżko.
* * *
- Może chociaż zawiń się jakimś ręcznikiem, czy coś... - mruknął Bartek, obejmując mnie i splatając ręce na moim brzuchu, podczas gdy ja usiłowałam związać włosy w luźnego koka. Miałam już na sobie swój bajeczny kostium, z powodu którego Kurek od dziesięciu minut jojczył mi nad uchem. Sam również był już przebrany w kolorowe hawajki.
- Kochanie, na zewnątrz jest prawie trzydzieści stopni. Nie wystarczy ci, jeśli zawiążę sobie pareo na biodrach? Tam wszyscy będą w obcisłych strojach, niektóre panie pewnie i nawet bez...
- Nie! Nie ma mowy – zawołał, a ja skrzywiłam się od nagłego hałasu. - Przepraszam. Po prostu...
- Jesteś zazdrosny – odwróciłam się do niego przodem i zarzuciłam mu ręce na szyję. Musiałam przy tym stanąć na palcach. Nadal nie byłam przyzwyczajona, że jest ode mnie sporo wyższy.
- Ja wcale nie...
- No nie kłam już. Ja też bym była o ciebie. Ale wiem, że jesteś moim chłopakiem, a nie całej tej zgrai ładnych kobiet w skąpych bikini... - skrzywił się nieznacznie. Wiedziałam, czym było to spowodowane. Odepchnęłam jednak wspomnienie zdjęć i pocałowałam go w policzek. - Chodź, bo jeszcze nam słońce zajdzie.
Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, ubrałam swoje ray bany, po czym pociągnęłam chłopaka w stronę alejki, która, jak wskazywały oznaczenia, prowadziła na plażę. Szatyn westchnął tylko, ale pewniej chwycił mnie za rękę, poprawiając pasek torby plażowej, którą zabraliśmy, i wsunął na nos swoje okulary.
Szybko znaleźliśmy wolne miejsce. Rozłożyliśmy nieduży koc na gorącym piasku i usiedliśmy na nim, obserwując okolicę. Fale uderzały równomiernie o brzeg, wokół panowała przyjemna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu wołaniami dzieci, których swoją drogą było niewiele. Jak na połowę sierpnia, panował tu wyjątkowo mały ruch. Choć możliwe, że było to spowodowane stosunkowo wczesną porą – śniadanie zjedliśmy o dziewiątej, natomiast teraz zegar na placu przed hotelem wskazywał wpół do jedenastej.
- Lepiej się posmaruj, zanim cię spali – poradził mi Bartek. Rzuciłam mu opakowanie z kremem na kolana, po czym bez słowa odwróciłam się do niego plecami. Kilka chwil później poczułam na skórze delikatny dotyk chłopaka. Jego oddech delikatnie owionął mój kark, który sekundę później musnął ustami.
- Wyglądasz naprawdę ładnie, wiesz? - szepnął, a ja uśmiechnęłam się, zerkając na niego przez ramię.
- Pokaż, posmarujemy ci plecki, żebyś nie kwiczał w nocy – odparłam, nakładając trochę kremu na dłoń. Gdy nic nie odpowiedział, spojrzałam na niego. Uśmiechał się kątem ust i bezczelnie we mnie wpatrywał. Dopiero wtedy dotarła do mnie dwuznaczność moich słów. - Zboczeniec.
- Ale za to twój – zaśmiał się, jednak posłusznie odwrócił się i pozwolił pokryć skórę ochronną substancją.
Dzień spędziliśmy na zabawie, pływaniu i poznawaniu najbliższej okolicy. Zwiedzanie zostawiliśmy na kolejne dni, mieliśmy ich przed sobą jeszcze sporo. Wieczorem siedzieliśmy w pokoju; ja na łóżku z książką, on przed laptopem. Według prognoz, słoneczna pogoda miała się utrzymać. Postanowiliśmy więc następnego dnia udać się do miasta.
- Mam ochotę gdzieś wyjść – powiedział Bartek, odsuwając się od ekranu. - Chodź na spacer.
- Teraz? Za dziesięć minut mamy kolację – odparłam, nie podnosząc wzroku znad książki. Byłam strasznie głodna i nie zamierzałam odpuścić ostatniego posiłku w tym dniu.
- Więc znajdziemy coś po drodze. Na pewno jest tu jakaś mała restauracja.
- Chcesz się włóczyć po ciemku?
- No nie bądź taka. Chodź – pociągnął mnie za rękę, zmuszając do wstania z łóżka.
- Mogę się chociaż przebrać? Nie pójdę przecież tak ubrana – wskazałam na swój strój. Miałam na sobie wytarte szorty i pastelowo żółtą koszulkę na ramiączkach. Pokręcił jednak głową, a ja zdążyłam tylko zgarnąć sweterek i niedużą torebkę z dokumentami, kiedy pociągnął mnie w stronę drzwi.
Spacerowaliśmy alejkami między ogromnymi palmami, aż doszliśmy do niedużej knajpki. Spędziliśmy tam nieco ponad godzinę, śmiejąc się i żartując. Cieszyło mnie, że dałam się namówić na to wyjście. Miałam okazję poznać zupełnie innego Bartka, niż znałam do tej pory. Teraz stał się jeszcze bardziej otwarty, zabawny, bezpośredni. Podobało mi się to. Naprawdę wiele dla mnie znaczył. Wciąż nie potrafiłam do końca nazwać tego uczucia, jednak myśl o magicznym słowie kocham wcale nie zdawała się być tak odległa jak kilka tygodni temu. A to cieszyło mnie jeszcze bardziej.
Wracaliśmy przez plażę, fale łaskotały lekko nasze bose stopy. Trzymaliśmy się za ręce, nie przejmując się niczym. Nie mówiliśmy wiele. Słuchaliśmy szumu morza, czuliśmy delikatny wiatr. Słońce zaszło jakiś czas temu, jednak widoczność wciąż była całkiem dobra. Zatrzymaliśmy się na chwilę i usiedliśmy na ciepłym jeszcze piasku. Patrzyliśmy na horyzont, pochłonięci własnymi myślami. Odwróciłam głowę w bok, wpatrując się w profil Bartka. Ten, czując najwyraźniej moje spojrzenie, odwzajemnił je. W pewnym momencie uniósł dłoń i opuszkami palców musnął mój policzek. Uśmiechnęłam się lekko, przygryzając nieznacznie wargę. Zbliżył się powoli i pocałował mnie, było to jednak zupełnie inne uczucie, niż wcześniej. Tym razem był spokojny, delikatny. Wplotłam palce w jego włosy, a drugą ręką oplotłam jego kark, przysuwając go jeszcze bliżej siebie.
- Chyba powinniśmy wracać, bo nas nie wpuszczą – powiedział cicho, a ja oblizałam usta.
- Robi się trochę chłodno – przytaknęłam. Wstaliśmy więc, otrzepaliśmy ubrania z piasku i ruszyliśmy w stronę hotelu.
* * *
- Gdzieś tu powinno być jakieś wino... - mruknął Bartek, odkładając kartę do pokoju na półkę. Sekundę później zniknął w niedużej wnęce, gdzie znajdował się barek. Pokręciłam tylko głową i weszłam do łazienki. Musiałam zmyć z siebie piasek, który dostał się zwłaszcza we włosy. Uporałam się z tym w ciągu kilku minut i gotowa weszłam do sypialni, gdzie na łóżku siedział Kurek, z laptopem na kolanach.
- Co oglądamy? Tylko błagam, nie staraj się mnie znowu przestraszyć jakimś dennym horrorem. Już to przerabialiśmy.
- Komedia? – zaproponował i sięgnął po jedno z pudełek, które leżały obok niego
- Eurotrip? – odparłam pytaniem na pytanie, rozsiadając się wygodnie. – Niech będzie. Ale jeśli zasnę w połowie, to nie miej pretensji. Znam to niemal na pamięć.
Oglądaliśmy w spokoju, co jakiś czas parskając śmiechem. Powtarzaliśmy z bohaterami co ciekawsze teksty, które zapadły nam w pamięci. Więcej czasu jednak poświęciłam na wpatrywanie się w Bartka. Podobał mi się jego profil; prosty nos, zaokrąglone rysy twarzy, lekko widoczne kości policzkowe, a jednocześnie mocna linia szczęki. Na czoło opadała króciutka grzywka, którą koniecznie chciał ściąć, jednak odwiodłam go od tego. Przydługawe włosy dodawały mu swego rodzaju dziecięcego uroku. Gdyby dodać do tego jeszcze jego niesamowite niebieskie oczy i okalające je czarne rzęsy, można by śmiało stwierdzić, że jest naprawdę przystojnym mężczyzną. Sama zaczęłam to zauważać dopiero niedawno. Ale cóż poradzić, skoro jego luźny styl bycia i ciężki charakter zdominowały moje pierwsze wrażenie.
Zapewne zorientował się, iż poświęcam mu więcej uwagi, niż lecącemu filmowi, gdyż uśmiechnął się lekko, jakby z zadowoleniem, po czym chwycił moją lewą dłoń, splótł swoje palce z moimi, muskając je co jakiś czas kciukiem. Odwzajemniłam uśmiech i pozwoliłam przyciągnąć się do ciepłego ramienia. Spędziliśmy w tej pozycji niemal połowę filmu. Nie zauważyłam nawet, kiedy oparłam swoją głowę o jego tors. Objął mnie długim ramieniem, wędrując palcem wskazującym po odsłoniętym lekko biodrze. Badając palcami rozbudowane mięśnie jego klatki, słuchałam równomiernego bicia siatkarskiego serca, które przyspieszało nieznacznie, gdy odetchnęłam głębiej, wypuszczając ciepłe powietrze na jego nagą skórę. Podobała mi się ta bliskość.
Ewa już dawno próbowała mi uświadomić, że Kurek jest tym kimś, na kogo czekałam. Ja sama zrozumiałam to dopiero niedawno. Początkowa niepewność przerodziła się w coś, czego nawet nie potrafiłam nazwać. Nie można również było przeoczyć tego, iż sam siatkarz zmienił się pod moim wpływem. Ta dziecięca „pocieszność” została powoli zmieniana na zdecydowanie i odpowiedzialność. Bądź co bądź, nie był już nastolatkiem, ale doświadczonym sportowcem. Nikt nie wiedział, jak potoczy się jego kariera, nawet on sam. Nie miałam pojęcia, co będzie dalej. Czy w ogóle myśli o swojej przyszłości, i czy widzi w niej również miejsce dla mnie.
Jakby na potwierdzenie moich niewypowiedzianych pragnień, poczułam jego dłoń wędrującą po moim brzuchu. Przygryzłam wargi, starając się nie roześmiać. Mimo to, z moich ust wydobył się cichy jęk. Chłopak odwrócił głowę i zerknął na mnie kątem oka. Uśmiechnął się lekko i znowu musnął opuszkami skórę w okolicach pępka. Tym razem parsknęłam cicho, co najwyraźniej mu się spodobało, gdyż nie przerywał delikatnego dotyku. Z czasem reagował trochę bardziej gwałtownie. Czując lekkie przyszczypywanie, zaczęłam się śmiać, próbując jednocześnie strząsnąć jego dłoń ze swojego boku. Walczyliśmy chwilę ze sobą i nagle, nie wiedząc zupełnie jak, leżałam pod nim, czując na sobie przyjemny ciężar. Nie nadążałam za jego dłońmi, które droczyły się ze mną, łaskocząc moje ciało.
- Bartek, no ej… - jęknęłam, ocierając łzy spływające po policzkach.
- No co ej? – śmiał się razem ze mną. Oparł ręce po obu stronach mojej talii i patrzył na mnie z oczekiwaniem. Jego oczy błyszczały dziwnie, jakby z rozbawienia.
- No przestań, proszę cię – mruknęłam, mrużąc lekko powieki. On, jak na złość, znowu musnął skórę na moim brzuchu. – Weź przestań, już nie mogę.
- Ale mi się to podoba… - szepnął mi prosto do ucha. Poczułam jego gorący oddech na policzku. Nagle zapragnęłam, by mnie pocałował. Tak po prostu. A on, jakby czytając w moich myślach, pochylił się nade mną i wpił się w moje wargi. Nie wyczułam w tym geście ani odrobiny niepewności, czy delikatności. Spijałam słodycz z jego ust, przymykając oczy. Nie protestowałam przed tą pieszczotą, on z resztą chyba nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłabym to zrobić. To było niesamowite uczucie. Mogłam myśleć o jego poprzednikach, ale każdy z nich wypadłam przy nim blado. Z nim nawet krótki pocałunek wydawał się być czymś niesamowitym, każde muśnięcie pełnych warg powodowało, że zatracałam się w nim, nie zwracając uwagi na wszystko inne. Gdy odsunął się ode mnie kilka chwil później, wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Czułam na sobie jego spojrzenie. Spod półprzymkniętych powiek mogłam dostrzec leniwy uśmiech, który zagościł na jego twarzy. Głęboko wciągnął powietrze, gdy oblizałam wargi. Otworzyłam w pełni oczy akurat w momencie, gdy ponownie pochylał się nade mną. Odetchnęłam lekko, czując jego niesamowity zapach. Musnął wargami mój policzek od kącika ust do ucha, po czym schował twarz w moich rozsypanych na poduszce blond włosach. Podobnie odetchnął głęboko, jakby starał się zapamiętać ich woń.
- Nadal chcesz, żebym przestał? – powiedział lekko schrypniętym głosem, delikatnie pieszcząc moją szyję swoim ciepłym oddechem. Pokręciłam tylko lekko głową, wyczuwając jego rozbawienie.
Błądził dłońmi po całym moim ciele, pozostawiając za dotykiem piekące ślady. Drgnęłam lekko, gdy podciągnął białą koszulkę do góry, a chłodne powietrze w pokoju spowiło rozpaloną skórę. Niemal od razu przysunął się do mnie gwałtownie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przyciągnęłam go do siebie. Tym razem to ja przejęłam inicjatywę. Pocałowałam go lekko, rozchylając lekko wargi w geście zachęty. Wyczułam lekki uśmiech na jego ustach.
* * *
Pamiętał o zdarzeniach z imprezy. Nie potrafił zapomnieć. Nie mógł. Kilka minut w obecności blondynki sprawiło, że rysy i skazy w jego, dotąd jak sądził idealnym małżeństwie, uwydatniły się znacznie. Już nie łudził się, że potrafi to naprawić. Nie chciał jednak, poprzez swoje ewentualne rozstanie z Dagmarą, zbliżyć się do Anki. Nie ważne, jaką krzywdę wyrządził jej Kurek, nadal była jego dziewczyną, zaś Bartek – przyjacielem. Nie. Nie mógłby dla własnego szczęścia zniszczyć związku tak bliskich mu osób. Ale czy właśnie tego nie robił? Nie chodziło już o pocałunek z Anią, ale o jego rodzinę. Czy przez to, że po prostu o tym myśli, nie oddala się od nich jeszcze bardziej? Nie potrafił – lub nie chciał – znaleźć odpowiedzi na te pytania.
Zdawał sobie sprawę, iż Kurek ma słabość do siostry Anki – Sandry. Nie umiał jednak nawet sobie wyobrazić, jak mając taką dziewczynę jak Ania obok siebie, może jeszcze się oglądać za kompletnie od niej różną kobietą. Nie tylko marudną, wścibską, czy w każdym stopniu perfekcyjną – oczywiście tylko w swoim mniemaniu – ale przede wszystkim sztuczną i perfidną.
Widziała, jak jej mąż siedzi na kanapie i ogląda mecz. Dla odmiany padło na piłkę nożną.
- Ile jest? - spytała zaczepnie. Doskonale wiedziała, że Michał myślami błądzi gdzieś daleko, zapatrzony w ciemność za oknem i zupełnie nie zwracając przy tym uwagi na lecące już reklamy.
- Eee... 2:0, taaak... - odparł niepewnie.
- Przykro mi, ale było 3:1 i już dawno po meczu - spojrzała na niego z zatroskaną miną.
- Niemożliwe, przecież dopiero co... - zamrugał kilka razy, po czym spojrzał na szklankę z piwem, którą trzymał w ręce. Niemal całkowicie się zwietrzało. - No pięknie..
- Co cię tak pochłonęło?
- Chyba się zamyśliłem - potarł palcami skronie i odetchnął głęboko. - Nawet nie wiem, kiedy.
- Tyle to wiem. Przecież możesz mi powiedzieć, co cię gnębi - Dagmara przysiadła obok przyjmującego. Lekko dotknęła jego ramienia.
- Nie wiem, jak to zrobić, żebyśmy się znowu nie pokłócili - spojrzał na nią niepewnie.
- Spróbuj, chyba nie może być gorzej. Chcę, żebyś znów mi ufał i mówił wszystko – przeniosła na niego smutne oczy. To tego wzroku tak bardzo chciał uniknąć. Zrobić wszystko, żeby jej nie zranić.
- Ufam ci i to się nie zmieniło, ufam jak nikomu innemu. Po prostu... Chodzi o Anię.
- A o co konkretnie? Nie przesadzasz z tym zamartwianiem się o nią?
- To moja przyjaciółka - powiedział nieco głośniej, niż zamierzał, na co Dagmara uniosła brwi. - Między innymi o Bartka. Czasem żałuję, że są razem. Nie dlatego, że jestem zazdrosny, to nigdy. Ale... Czuję, że on nie jest wobec niej w porządku - stwierdził. Wiedział doskonale, że ona wobec Kurka również, ale czy jeden pocałunek po pijaku można porównywać do obściskiwania się na oczach całej drużyny z jej siostrą, i to w dodatku na trzeźwo? Chciał usprawiedliwić dziewczynę za wszelką cenę, choćby przed sobą.
- Powiedz mi Michaś, czy według ciebie ktokolwiek byłby dla niej odpowiedni?
- Dlaczego o to pytasz? Po prostu widzę, co on wyprawia, i to nie jest wobec niej fair.
- A co takiego się dokładnie stało? Bo mam wrażenie, że tak ją idealizujesz, że chyba tylko ty byłbyś jej godny. Powiedzmy, że rozumiem twoją potrzebę przyjaźni i troskę, ale ona sama sobie będzie wybierać facetów, pozwól jej.
- Cóż, na imprezie Bartek dobierał się do jej siostry, albo na odwrót, nie wnikam. I zdawał się wcale nie zwracać uwagi na to, że przecież w tym samym pomieszczeniu znajduje się jego dziewczyna. W każdym razie Ania chyba się tym przejęła, bo spiła się niemiłosiernie... Nie idealizuję jej. I wcale nie uważam, że ja byłbym dla niej lepszy. Poza tym, mam ciebie - powiedział, ale jakoś bez przekonania.
- Na pewno tak myślisz? Kim dla ciebie jestem?
- Daga, ja...
- Kiedyś łatwiej przechodziło ci to przez gardło. Potrafiłeś dawać mi kilkanaście buziaków dziennie i za każdym razem powtarzać te magiczne słowa. Teraz ich nie usłyszę, prawda?
- Nie wiem - spojrzał na nią bezradnie. - Coś się zmieniło, wypaliło. Wiem, że to z mojej winy... Ale ja nie mam na to wpływu. Co się stało..? Powiedz mi, to przyszło tak nagle.
- Głupio by było powiedzieć, że to przez Anię, ale chyba jej pojawienie ujawniło pewne luki w naszym uczuciu, nie sądzisz? - odparła nieco podnosząc głos.
- Więc co teraz? - zapytał, chcąc uniknąć odpowiedzi na zadane przez nią pytanie. Wiedział, że nie będzie potrafił wprost się z nią zgodzić.
- Codzienne kłótnie nie są moją ulubioną rozrywką. Myślę, że lepiej będzie, gdy odpoczniemy od siebie.
- Chcesz odejść? - spytał cicho, instynktownie robiąc krok w stronę pokoju, w którym spał Oli.
- Nie, chcę wyjechać - westchnęła ciężko brunetka. - Wiem, że kiedyś szaleńczo byłam w tobie zakochana, a nie wierzę, że to tak po prostu minęło. Musimy dać sobie szansę. Będę u rodziców, będziesz mógł przyjeżdżać kiedykolwiek.
- Może tak będzie najlepiej... - podszedł do niej i ostrożnie ją przytulił. - Przepraszam. Wiesz, że nigdy bym cię świadomie nie skrzywdził.
- Też tak myślę. W końcu nie jesteśmy tacy źli - zaśmiała się cicho. - I mamy wspaniałego syna.
- Wszystko się jakoś ułoży, wierzę w to.
* W Polsce, o ile dobrze się orientuję, są dwie lub trzy wsie o nazwie „Włochy”, żadna jednak nie znajduje się nad morzem. Wykorzystałam więc tylko sam fakt, iż takie miejsce istnieje.
No i mamy trzynastkę, ale chyba nie jest ona pechowa. To jeden z moich... bardziej osobistych rozdziałów, zwłaszcza z powodu pewnego fragmentu. Wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi.
Nie umiem opisywać scen z kontaktem fizycznym bliższym, niż pocałunek, toteż zostawiłam fragment dla waszej wyobraźni ;)
Wiecie, że już tylko dwa rozdziały i Epilog? Strasznie szybko mi to zleciało... Ale może ten temat poruszę kiedy indziej.
Dzisiaj Wigilia, dzień magiczny, specyficzny, wyjątkowy dla każdego z nas. Z tej okazji chciałam Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia. Przede wszystkim zdrowia, szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń, nawet tych najmniej realnych. Moje się spełniły :) A ponieważ czeka nas bardzo siatkarski rok 2013, to i Wam, i sobie, i chłopakom życzę jak najmniej nerwów i tylko łez szczęścia.
Coś ciekawego znajdziecie tutaj.
Pozdrawiam serdecznie, Wasza Anna.
Ja zacznę od końca. Jak to dwa rozdziały i epilog?! Ja się nie zgadzam! To opowiadanie ma trwać dłużej niż WOŚP :D, czyli do końca świata i o całą wieczność dłużej :D No proszę Bartek i Ania przeżywają wspaniałą przygodę, we spaniałym miejscu. Aż uśmiech sam się na twarz cisnął czytając zazdrość Bartosza odnośnie bikini. Czyżby ich zachowanie było jednoznacze z tym, że ta historia skończy się dla ich związku szczęśliwie? Nie wiem czemu mam takie dziwne wrażenie, ze Sandra jeszcze namiesza w ich relacjach. No i mamy Winiara i Dagę, którzy na dobrą sprawę zdecydowali się na "separację". Może to im pomoże uratować małżeństwa, a może sprawi, że jeszcze bardziej się od siebie oddalą. Mam tyle pytań, a odpowiedź na te pytania znasz tylko Ty, więc z niecierpliwością na nie czekam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie moja Droga i Wesołych Świąt :*
Szkoda, że już prawie koniec, ale mam nadzieję, że stworzysz coś nowego ?
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału jak zwykle super ;)
Zapraszam do mnie
http://peryferiesiatkarskie.blog.pl/
Michaś, Michaś. Mącisz w głowie porządnym dziewczynom ;p ale się przestraszyłam, skoro sam przed sobą przyznaje, że coś ten tamten... nie wiem, jak zadecyduje i co zrobi ze swoją rodziną. CHyba mimo wszystko warto powalczyć?
OdpowiedzUsuńZa to Bartek, kombinator, jakoś mu Ania wybaczyła ten myk z wakacjami. Wyszło im na dobre :) Ale zazdrośnik z niego przeogromny ;p niepokoją mnie jego stosunki z Sandrą..
Pozdrawiam, :)
Ten fragment z podejrzeniami Michała względem Kurka sprawił, że zupełnie mu nie ufam. Może to wynik tego, że nie lubię Bartosza Kurka ogólnie i łatwo zasiać we mnie ziarenko niepewności:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytał to opowiadanie dopiero teraz, a miałam zamiar wcześniej to zrobić:) Ewa w końcu wie co czuje do Zbyszka i jest szczęśliwa. Co do Anki to nw z Bartkiem niby jest ziwązana (ten wyjazd do Grecji) ale on sobie nagrabił na tej imprezie urodzinowej bo cały zabawiał się "z jakże uroczą Sabinką". No ale tak poza tym to ona dom niego od razu miłością nie zapałała i nie jestem pewna czy go kocha. Wolałabym żeby była z Michałem mimo tego iż on ma żonę i syna. Jednak jego małżeństwo się sypie po tym jak poznał Ankę i zastanawiam się czy się je da uratować ale czy wogóle siatkarz będzie je chciał ratować, bo wydaje mi się no jestem tego pewna że czuje do Anki coś więcej niż przyjaźń.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Hej ! Jeżeli masz ochotę, chciałabym zaprosić Cię do mnie - http://pamiec-chowa-to-co-jest.blogspot.com/ . Jeszcze dzisiaj pojawi się prolog opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !