Urlop zleciał w okamgnieniu. Te dwa tygodnie poświęciliśmy głównie na zwiedzanie, plażowanie, spędzanie czasu tylko ze sobą. Wieczorne spacery weszły nam w nawyk i od tego pamiętnego, kiedy poniekąd naprawdę przekonaliśmy się, co to znaczy związek, codziennie wychodziliśmy na plażę po kolacji. Nawet najdrobniejsze okazywanie uczuć sprawiało, że czułam się coraz pewniej i zapominałam o incydencie z urodzin Ewy. Wciąż nie mogłam sobie przypomnieć, co takiego zaszło między mną i Michałem, że Winiarski zerwał kontakt. Po powrocie do Bełchatowa planowałam się z nim spotkać i zapytać go o to, z nadzieją, że powie mi też coś na temat Bartka i Sandry. Nie chciałam stawiać ukochanemu pochopnych oskarżeń. Wiele zależało od słów Winiarskiego, jednak ten był moim przyjacielem i wiedziałam, że mogę na nim polegać.
Z lotniska odebrali nas Ewa i Zbyszek, który, korzystając z wolnego, przyjechał do niej. Z tego, co przyjaciółka zdążyła mi zrelacjonować, spędzili bardzo miły tydzień nad polskim morzem. Więcej szczegółów miałam poznać tuż po przyjeździe. Ze śmiechem przyjęłam więc ramię brunetki i, zostawiwszy panów z walizkami, ruszyłyśmy w stronę samochodu. Postanowiłyśmy jednak porozmawiać na spokojnie dopiero w domu, kiedy pozbędziemy się obu na dłuższą chwilę.
Po kilkunastu minutach siedziałyśmy na kanapie w mieszkaniu, pozbywszy się wcześniej chłopaków. Brunetka uśmiechała się do mnie promiennie, a ja tylko uderzyłam ją lekko w rękę, chcąc zmusić do rozpoczęcia opowieści.
- No dawaj. Przecież widzę, że zaraz wybuchniesz – zaśmiałam się.
- To był... Najbardziej niesamowity tydzień jaki przeżyłam! Plaża, spacery, miasto... I on oczywiście. Nie sądziłam, że Zibi za dnia i w nocy może być tak różny...
- W nocy? Błagam, oszczędź szczegółów i przejdź do meritum.
- No bo my... - jak zaczęła, tak umilkła. Spojrzałam na nią znacząco. - Nie wiem, czy ci się to spodoba...
- Mi? Matko, Ewiś! Zostanę ciocią? Spaliście ze sobą? No chyba ci się nie oświadczył?
- Przestań, głupku – teraz to ja oberwałam po dłoniach. Zaraz po tym jednak obie parsknęłyśmy śmiechem. - Zaproponował, żebym się do niego wprowadziła.
No to cudo... Zaraz. Do niego? Znaczy... Do Warszawy? - mina zrzedła mi od razu, jednak przyjaciółka pokręciła głową.
- Zbyszek razem z Kubiakiem przenoszą się do Jastrzębia – wyjaśniła, a ja odetchnęłam nieco. Ale to nadal było daleko!
- Zgodziłaś się? - spojrzałam na nią niepewnie.
- Powiedziałam, że muszę się zastanowić, obgadać to z tobą... Nie był ucieszony, zwłaszcza tym ostatnim. Nawet posprzeczaliśmy się o to trochę...
- Ewiś...
- No co? Jak mam cię tutaj zostawić, samą?
- Przecież mam Bartka... No i jest też Winiar – nie wiedzieć czemu, na samo wspomnienie starszego przyjmującego Ewa skrzywiła się nieznacznie.
- Ale przecież nie po to w końcu zamieszkałyśmy razem, żeby teraz się rozstawać – jęknęła, a ja nie kryłam zdziwienia. Rozumiałam, o co jej chodzi. Jednak to zawsze ona była tą pewną siebie w naszej dwójce. Ostoją i opoką, którą, jak mi się wydawało, mało co mogło ruszyć. Była silna i spokojna. Podzielałam wszystkie jej obawy. Byłam jednak świadoma, iż wiążąc się z siatkarzami i chcąc utrzymać te związki, będziemy musiały się kiedyś rozdzielić.
- Jastrzębie to nie koniec świata, kochanie. Przecież nie takie odległości nie stanowiły dla nas problemu – przytuliłam ją mocno.
- A co z pracą? Musiałabym zostawić fundację...
- Skoro w małym Bełchatowie istnieją takie organizacje, to co dopiero w Jastrzębiu. Poza tym, z twoim wykształceniem łatwo znajdziesz coś innego. No już, nie maż mi się tutaj. Powiedz Zbysiowi „tak” i wszyscy będą uradowani.
- Cieszę się, że poczekałam z tą decyzją do twojego powrotu. Teraz wyjazd do kompletnie nieznanego miasta już nie wydaje się aż taki straszny – uśmiechnęła się ciepło, ściskając mnie raz jeszcze. Potem odsunęła się i popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem. - Dość o mnie. Jak twoje wakacje? Widzę, że w końcu udało ci się złapać trochę opalenizny. Kolorytem przypominałaś już nieco tego lamusa ze „Zmierzchu”, wiesz?
- Oj, weź. Było... Niesamowicie, cudownie, epicko... Wiesz, duża plaża i tylko my. Spacery wieczorem, kolacje w skromnych knajpach. Brakowało mi tego – wpadłam w słowotok. Brunetce najwyraźniej wcale to nie przeszkadzało i tylko kiwała głową ze zrozumieniem. - W końcu mam wrażenie, że go poznałam. Sam na sam przez dwa tygodnie...
- I sam na sam w pokoju – mrugnęła do mnie. - Jak wam poszło to „sam na sam”?
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – zaczerwieniłam się nieznacznie, a ona jak zwykle wszystko dostrzegła.
- Zostanę ciocią? - powtórzyła moje pytanie sprzed chwili.
- Łasicz! W tej chwili przestań! - zawołałam, ale sekundę później sama parsknęłam śmiechem. Może i ciąża byłaby szaleństwem, ale... Nie wiedzieć czemu, wcale mnie to nie przerażało.
* * *
Kolejne tygodnie minęły bardzo szybko. Końcem sierpnia, tuż po krótkim zgrupowaniu, kadra pojechała do Katowic na Memoriał Wagnera. Niestety, przegrali wszystkie mecze. Była to niekorzystna prognoza przed zbliżającymi się Mistrzostwami Europy. W połowie września, a nawet wcześniej, znowu musieliśmy się rozstać z Bartkiem, gdyż niemal od razu po Memoriale wyjeżdżał do Spały. Został nam dokładnie tydzień, a raczej pięć dni roboczych, które mieliśmy spędzić razem. Żałowałam, że dostaliśmy tak mało czasu, biorąc pod uwagę, że w październiku ja zaczynałam studia, a Kurek sezon ligowy. Powoli snuliśmy plany. Ja jednak byłam coraz mniej pewna, czy dam radę wyjść choćby na spacer.
Jeszcze przed wyjazdem na Rodos zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Ciągle chodziłam niewyspana, nie miałam apetytu. Na ubraniach i piżamie zauważyłam kilka włosów, również na szczotce było ich więcej, choć pamiętałam o czyszczeniu jej co najmniej raz na tydzień. Czułam się ogólnie osłabiona. Starałam się ukryć to przed Bartkiem. Próbowałam żartować, żeby zwolnił na siłowni, kiedy przeczesał palcami moje włosy i kilka z nich zostało mu w dłoni. Stawałam się jednak coraz bardziej zaniepokojona.
Pamiętałam, że jako dziecko, sześciu - siedmioletnie, często jeździłam do szpitala. Były to jednak nieprzyjemne wspomnienia, które bez żalu wypchnęłam z pamięci. Dlatego też nie śpieszyło mi się z wizytą u lekarza. Dopóki udawało mi się grać zdrową przed Ewą, nie musiałam wybierać się do przychodni.
Nadal chciałam spotkać się z Michałem. Odnosiłam jednak wrażenie, że Winiarski mnie ignoruje. Raz nawet spotkałam go na klatce w bloku, kiedy niosłam zakupy przeznaczone dla Bartka. Musiałam przystanąć na chwilę, gdyż poczułam na schodach nagłe duszności. To właśnie wtedy otworzyły się drzwi mieszkania obok bartkowego, z którego wychyliła się głowa siatkarza. Odniosłam dziwne wrażenie, że stał przy wizjerze i obserwował korytarz tylko po to, żeby móc wyjść – a raczej uciec – z mieszkania niezauważonym.
- Ania? - powiedział cicho. Jednak gdy tylko podniosłam głowę, spojrzał na ścianę obok mnie. - Wszystko w porządku?
- Cześć, Michał – drgnął na sam dźwięk mojego głosu, dziwnie zachrypniętego. Odchrząknęłam nerwowo i wstałam. Trochę zbyt gwałtowanie, gdyż od razu ogarnęły mnie mdłości. Odetchnęłam jednak kilka razy i stanęłam bliżej niego.
- Jesteś bardzo blada – zauważył.
- Trochę... zmarzłam... - palnęłam, a siatkarz tylko uniósł brwi. Zmarznąć. We wrześniu. Blondynka... - Zimno tu u was, na klatce.
- Tak, faktycznie... - mruknął, i nastała cisza.
- Michał, ja... Musimy... - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Sekundę później obok mnie pojawił się Kurek.
- Zastanawiałem się, kiedy przyjdziesz. Wchodź. I daj mi te reklamówki. Na miłość boską, wykupiłaś pół sklepu? - szatyn wpadł w słowotok chwilę po tym, jak pocałował mnie na powitanie. - O, cześć, Misiek.
- Cześć – powiedział cicho, po czym zniknął w swoim mieszkaniu, zamykając drzwi z trzaskiem. Zaklęłam w myślach. Tyle mi po rozmowie z nim!
Od tego czasu nie odezwał się do mnie ani słowem. Ja również nie szukałam kontaktu z nim. Stwierdziłam, że jeśli będzie chciał porozmawiać, to sam się do mnie zgłosi. Z resztą, teraz byłam zajęta ukrywaniem swojego stanu zdrowia przed Bartkiem i Ewą. Zdenerwowana, kupiłam nawet w aptece test ciążowy, kiedy któregoś ranka Łasicz po raz kolejny „zażartowała”, że może moje codzienne bieganie do łazienki i spóźniający się okres są objawami pojawienia się nowego członka rodziny. Śmiałam się wtedy razem z nią, jednak jej słowa mocno utkwiły mi w głowie.
* * *
Muzyka: Ewa Farna - „Uwierzyć”
Stałam w łazience, opierając się o umywalkę i wpatrywałam w pudełko, które leżało przede mną na klapie od toalety. Dwa razy zabierałam się do otworzenia go. W końcu jednak, gdy po raz kolejny usłyszałam pukanie, a raczej walenie w drzwi i nawoływania Ewki, że przecież mamy tylko jedną łazienkę, wyciągnęłam test. Po wykonaniu wszystkich czynności, odłożyłam go i po kilku minutach nerwowego spaceru sięgnęłam po niego ponownie. Mało nie usiadłam z wrażenia, widząc na nim dwie pionowe kreski.
Minęła minuta, może więcej, kiedy otworzyłam drzwi łazienki. Wciąż trzymałam test w ręce, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłam kilka chwil wcześniej.
- No, nareszcie. Już myślałam, że cię tam wciągnęło... - zaśmiała się Ewka, wychodząc z kuchni. Jednak widząc moją minę i bladość, zaniepokoiła się. - Anuś, co jest?
- Zrobiłam test – powiedziałam cicho.
- Test... Zaraz, że ciążowy? I co?
- Zostaniesz jednak tą ciocią – brunetka zamrugała kilkakrotnie, po czym z piskiem rzuciła mi się na szyję. Z zaskoczenia mało mnie nie przewróciła.
- To cudownie, matko! Bartek to się ucieszy! - zawołała, wciąż się uśmiechając. - Oczywiście, dla pewności musimy iść na badania krwi, no i do lekarza. Na co jeszcze czekasz?
- Chyba masz rację – uśmiechnęłam się lekko, kładąc dłoń na płaskim jak deska brzuchu. Świadomość, że za kilka miesięcy miałam zostać mamą, w gruncie rzeczy mnie ucieszyła. - Ale to dopiero jutro.
- Zatem jutro – przyjaciółka uściskała mnie ponownie, po czym pociągnęła za rękę do kuchni. Tam kazała mi usiąść, po czym sama otworzyła lodówkę i wpatrywała się w jej zawartość przez dłuższą chwilę. - Na co masz ochotę? Upichcę coś specjalnie na tą okazję.
- Już chcesz mnie utuczyć? - zaśmiałam się lekko. Uwielbiała gotować, a wiedziałam, że teraz będzie się starała podwójnie.
- Jesz za dwoje, kochana. Założę się, że maleństwo polubi kuchnię swojej cioci.
- Nie wątpię – ponownie wygięłam wargi w górę, obserwując sprawne ruchy brunetki.
* * *
- Nie masz się czym przejmować, to tylko badanie – uspokajała mnie Ewa, kiedy siedziałyśmy w poczekalni, w przychodni. W ręku trzymałam plik kartek, zawierających różne literki i cyferki, których nie rozumiałam. - Pokażesz lekarzowi wyniki, a on ci powie co i jak.
- Dzięki, że przyszłaś ze mną – uścisnęłam jej dłoń, która od dłuższego czasu obejmowała moją.
- Wiesz, że zawsze będę cię wspierać. A to nie wina tego łośka, że wraca ze zgrupowania dopiero jutro. A propos, powiedziałaś mu już?
- Jeszcze nie. Chyba zrobię to przed wyjazdem, albo najlepiej po, żeby się nie denerwował.
- Pani Kownacka? - usłyszałyśmy głos pielęgniarki, która wyszła nagle z pomieszczenia obok. Wstałam powoli, a na mój widok kobieta uśmiechnęła się nieznacznie i pokazała na drzwi, przez które wyszła przed chwilą. Spojrzałam jeszcze raz na Ewę, która pokazała mi zaciśnięte kciuki, po czym odetchnęłam głęboko i weszłam do środka.
- Dzień dobry – powiedziałam niepewnie do mężczyzny w średnim wieku, siedzącego za biurkiem. Był to lekarz, którego dobrze znałam, chodziłam do niego na wizyty odkąd skończyłam osiemnaście lat. Spojrzał na mnie, po czym odpowiedział grzecznie i wskazał krzesło naprzeciwko siebie. Usiadłam więc na nim.
- Co panią do mnie sprowadza, pani Aniu? - zapytał uprzejmie, a ja podałam mu wyniki badań.
- Sądzę, że jestem w ciąży – odparłam nieco pewniejszym głosem. - Od pewnego czasu mam mdłości, nie wysypiam się, nie mam apetytu. Okres spóźnia się już prawie trzy tygodnie. Zrobiłam wcześniej test, wyszedł pozytywny. Dla pewności zrobiłam jeszcze badania krwi, no i tak wylądowałam u pana.
- Rozumiem – lekarz skupił swoją uwagę na kartkach, zakładając wcześniej okulary na nos. Zmarszczył brwi, oglądając każdą bardzo dokładnie. Po kilku chwilach, które dla mnie zdawały się być wiecznością, spojrzał na mnie niepewnie. - Mam dla pani dobrą i złą wiadomość.
No i mamy czternastkę :) Muszę się pochwalić, że oficjalnie tydzień temu skończyłam pisać pierwszą serię "Bądź"! Werbelek proszę :) Jak pewnie zdążyłyście się domyślić, skoro powstała pierwsza, to i pewnie opublikuję drugą. Nie mogę niestety odpowiedzieć jednoznacznie. Mam co prawda pierwsze... chyba dwa rozdziały, no i Prolog z Epilogiem - tak, ja zawsze piszę zakończenie na początku. Ale wątek drugiej serii poruszę dopiero pod zakończeniem tej, czyli za dokładnie cztery tygodnie :)
Meczu Skry z Jastrzębskim nie oglądałam, podobnie jak innych meczów. Z prostej przyczyny:
* primo - telewizor był zajęty
* secundo - internetowe relacje są jakie są, każdy wie
* terzo - nie miałam czasu
* quatro - i tutaj zaskoczenie... nie miałam ochoty.
Nie wiem. Ostatnio jakoś (a właściwie jeszcze przed zakończeniem poprzedniego sezonu) moje zainteresowanie naszym ligowym podwórkiem mocno spadło. Niespodzianki, jak kolejna przegrana Skry, czy niespodziewana porażka Zaksy raczej nie robią na mnie wrażenia. Może więc to sygnał, że i z pisania powinnam zrezygnować..? Nie wiem.
Na koniec powiem tylko, że pojawił się w mojej głowie nowy projekt, jednak nie wiem, czy wprowadzę go w życie. Wszystko jest w fazie planowania, choć przychodzi mi to z dziwną łatwością - o wiele większą, niż w przypadku drugiej serii "Bądź".
Ale koniec zanudzania. Nie miałam okazji złożyć Wam życzeń noworocznych. Więc najlepszego, dziewczyny! Oby ten rok był lepszy niż poprzedni - choć ma tą magiczną "13" ;)
Pozdrawiam ciepło, Wasza Anna.
Super rozdział czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńno niee... zakończyłaś w najgorszym momencie:)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że nie dopadło jej jakieś wredne choróbsko, nie zrobiłabyś tego Kurkowi, prawdaa?
Ania jest w ciąży?! No proszę to nam się porobiło, ale coś mi się zdaję, że te ostatnie słowa lekarza wprowadzą bardzo duży zawrót głowy. Może ciąża jest zagrożona, albo z dzieciaczkiem coś jest nie tak? Coś z serduszkiem, albo... nawet nie chcę myśleć co gorszego mogłoby być. Ale jedno jest pewne... Bartek będzie przy niej, prawda? Nie przestraszy się, ani nic takiego. A co do Winiara... oj biedak się pogubił, pogubił w tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńNowy projekt?! Ty się jeszcze zastanawiasz, ależ oczywiście,że masz go napisać :D Ja będę z niecierpliwością na niego czekać. Pozdrawiam i szczęśliwego Nowego Roku :*
ciągle mam nadzieje że bedzie jednak z Wniarem :) mimo wszystko...
OdpowiedzUsuńW takim momencie kończyć? To nie fair ;D Ciekawa jestem jaka to jest ta zła wiadomość. Mam tylko nadzieję, że to nie jest żadna choroba czy coś :) Mam nadzieję, że bohaterka naprawi swoje relacje z Winiarem. Szczerze mówiąc wolałabym, żeby to właśnie z nim była :D Rozdział genialny i nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://fighting--for--happiness.blogspot.com/
Czyżby oprócz ciąży będącej nowiną dobrą, pojawiło się coś złego?? Choroba, która może dzidziusiowi i przyszłej mamie zagrozić?? Ciekawe jak zareaguje Bartosz na wizję bycia tatą?
OdpowiedzUsuńZapowiada się demo historia Agaty Mróz?
OdpowiedzUsuńCiąża później jakaś choroba?
hehe ;p
Tajemnicza końcówka.
Powiedz, że nie zabijesz Ani. Nie chcę, żeby podzieliła losy Agaty Mróz. :c Bartek w roli ojca? To będzie musiało być coś interesującego. I naprawdę podoba mi się wizja pary Ania-Bartek, nawet bardziej niż Ania-Winiar, choć Michała darzę ogromną sympatią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ooo, dziecko dzieckiem (oczywiście, że się cieszę tą ciążą :) Bartek na pewno będzie w siódmym niebie. Pamiątka po wakacjach się udała ;)), ale wypadające włosy to nie objawy ciąży, tak mi się wydaje... I tu upatruję tej złej wiadomości. Coś jej jest, co?
OdpowiedzUsuńNie ma to jak rozmowy z przyjaciółką ;) Ewa potrafi spuentować i odpowiednio podsumować :D Jest ciotką i już.
A Michał... Nie wyszła im ta rozmowa z Anią. Chyba czuj się rozbity i przede wszystkim, czuje coś do Anki. Taka moja opinia. Jej szczęście i Bartka go chyba rani.
Pozdrawiam
Nie mogę doczekać reszty. ;)
OdpowiedzUsuń