8 września 2012

I. Rozdział 8. "Randka."




Łasicz z uśmiechem podała grającym kolejną piłkę. Podparła się pod boki i rozejrzała, zadowolona z przebiegu akcji. Po chwili zauważyła jedno z dzieci, siedzące z dala od prowizorycznego boiska. Bez wahania ku niemu podeszła.
- Cześć – usiadła po turecku, zwracając się do chłopca. – Jestem Ewa. Czemu nie grasz ze wszystkimi?
- Dzień dobry – mruknął mały, wpatrując się w siatkarzy. Zdawał się jej nie zauważać. Łasicz nie chciała jednak dać za wygraną.
- Zapytałam, czemu się do nich nie przyłączysz. Widzę, że podoba ci się, jak grają – cały czas uśmiechała się szeroko z nadzieją, iż to przekona do niej chłopca.
- Bardzo mi się podoba – odparł cicho po chwili milczenia. – Szkoda, że ja tak nie potrafię…
- Daj spokój, na pewno umiesz. Poza tym, tu chodzi o zabawę – Ewa wstała i wyciągnęła dłoń do dziecka.
- Nie będę się bawił, jak nic nie potrafię.
- Słuszna uwaga – Łasicz pokiwała głową. – Nie zapytałam, jak masz na imię?
- Michał.
Ewa roześmiała się:
- W takim razie na pewno nie jest z tobą tak źle. Wszystkie Michały umieją grać w siatkówkę –wskazała na Kubiaka, który właśnie ofiarnie gonił za piłką. – Chodź, poznam cię z którymś z nich…
- Nie – przerwał cicho, acz zdecydowanie Michaś. – Ja… ja się wstydzę… oni są tacy duzi…
- W takim razie – po chwili zastanowienia podjęła Ewka – poodbijasz ze mną.
        Mały przytaknął. Niezauważenie „pożyczyli” jedną z piłek i skierowali się za rządek drzew, szczelnie osłaniając się od siatkarzy.

*  *  *

        Po raz setny tego dnia nacisnęłam przycisk na aparacie, robiąc kolejne zdjęcie zadowolonemu z gry dziecku, które właśnie siedziało na barkach Kubiaka, próbując zablokować piłkę posłaną przez Kurka. Skierowałam obiektyw w stronę obleganego przez dzieci Zbyszka i po dokładnym obfotografowaniu sytuacji podeszłam do uśmiechniętego siatkarza.
- Widzę, że lubisz przebywać z dziećmi – rzuciłam, wykrzywiając nieznacznie wargi.
- One chyba ze mną też – odparł niepewnie, starając się uniemożliwić małemu chłopcu wspinaczkę na plecy.
- Mam nadzieję, że w stosunku do swoich partnerek jesteś podobnie troskliwy – powiedziałam neutralnym tonem, przeglądając zrobione zdjęcia.
- O co ci tak właściwie chodzi? – siatkarz zdjął z kolana uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynkę.
- Nie o co, raczej o kogo. Zauważyłam, że coś cię łączy z Ewą, ale nie jestem pewna, czy traktujesz tą relację poważnie – spojrzałam wprost w oczy Bartmana. Ten opuścił wzrok, zmieszany. Splótł palce i zaczął, ważąc każde słowo:
- Szczerze mówiąc, sam jeszcze nie wiem. Muszę się przekonać, ale obiecuję ci, że cokolwiek zrobię, nie skrzywdzę Ewy.
- Mam taką nadzieję, zwłaszcza, że niedługo Ewka ma urodziny, a złamane serce nie jest najlepszym prezentem – mruknęłam, chcąc wierzyć w prawdziwość jego słów.
- Urodziny – ni to stwierdził, ni to zapytał.
- W związku z tym, planuję zrobić dla niej niedużą imprezę. Sądzę, że bardzo by się ucieszyła z twojej obecności.
- Z chęcią będę – oczy siatkarza nabrały cieplejszej barwy. – Czy to będzie przyjęcie-niespodzianka?
- Będzie niespodzianką, o ile uda mi się gdzieś ją wyciągnąć z mieszkania.
- Patent z amerykańskich filmów: wyciągnij ją na zakupy! – rzucił, zadowolony z pomysłu. Obrzuciłam go zmęczonym spojrzeniem na samą myśl o centrum handlowym.
- No co?
- Nic, nic, nieważne – pokręciłam głową, nie chcąc psuć świetnego nastroju Zbyszka. Nagle poczułam dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Bartka.
- Tu jesteś – uśmiechnął się lekko. – To jak, jesteś już wolna?
- Wolna… - powtórzyłam niepewnie, marszcząc nieznacznie brwi. Nagle przypomniałam sobie. – Tak, tak, możemy iść. Oddam tylko Ewie… Chociaż… - spojrzałam na wciąż stojącego obok Bartmana. – Zibi, byłbyś tak miły i oddasz Ewie aparat?
- Eee, ja… - zawahał się, a ja wywróciłam oczami.
- Wspominałeś, że musicie o czymś pogadać. Miałeś jej chyba coś powiedzieć – powiedziałam, znacząco kiwając głową.
- Coś… Aa, tak! Tak, masz rację. Dzięki, że mi przypomniałaś. Oddam jej ten aparat, nie ma problemu – niemal się zapowietrzył, na co ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Dzięki. Trzymaj się! – pomachałam mu jeszcze, po czym pociągnęłam Bartka za rękę w stronę bramki.
- Nie uważasz, że Zbyszek jest ostatnio jakiś dziwny? – Kurek przyjrzał mi się uważnie, jakby to w mojej osobie doszukiwał się powodu tej zmiany. – I co takiego ma powiedzieć Ewie?
- Bartuś, Bartuś… - zaśmiałam się lekko, poprawiając pasek torebki. – Miłość krąży w siatkarskim światku. Co innego mogłoby tak namieszać?

*  *  *

        Zbyszek spacerował nerwowo dookoła placu. Wciąż trzymał w rękach pokrowiec z aparatem, który obiecał oddać. Dla Anki wszystko było łatwe – przyjść, powiedzieć, pójść. On pierwszy raz się bał. Zależało mu na Ewie jak na żadnej innej dziewczynie wcześniej. Nie mógł przecież ot tak podejść i wyznać jej uczuć, których sam nie był pewien.
        Wywarła na nim spore wrażenie. Była naprawdę niesamowitą kobietą, nie tylko ładną, ale przede wszystkim inteligentną. Dobrze czuł się w jej towarzystwie.
- Hej - delikatnie trącił jej ramię.
- O matko! - Ewa aż podskoczyła i odwróciła się do niego przodem. - Zbyszek, wystraszyłeś mnie.
- Chyba aż taki straszny nie jestem...
- Nie, nie, no co ty. Myślałam, że poszedłeś z resztą chłopaków.
- Zamierzałem, ale mam do ciebie pytanie, a raczej propozycje - spojrzał na brunetkę, oczekując odpowiedzi.
- Zamieniam się w słuch - uśmiechnęła się lekko, widząc zdenerwowanie u siatkarza. Zaskoczyło ją to, ponieważ zwykle był pewny siebie. Również i przed sobą nie mogła ukryć nieco szybszego bicia serca.
- Może moglibyśmy dzisiaj się spotkać? Chociażby zwykła kawa, co?
- W porządku, skończę sprzątać i będę wolna. Nie wracasz do Warszawy? - zgarnęła ze stołu kolorowe klocki i zamknęła wieczko pudełka.
- Tą godzinkę czy dwie mogę urwać na nasze spotkanie. Myślałem, że skoro już tu jestem to.. - zaczęła go ogarniać niepewność i wątpliwości.
- Tak..? - Łasicz spojrzała na niego ciepło.
- Nie widzimy się za często. Trzeba wykorzystać każdą okazję, przynajmniej ja jestem takiego zdania - mruknął, jakby z lekkim wyrzutem.
- No tak... Więc... - urwała na chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając. - Idziemy gdzieś teraz, czy potem..?
- Wolałbym teraz, jeśli masz ochotę.
- W porządku. No to idziemy? Kawałek dalej jest całkiem fajna kawiarnia, możemy tam pójść - zaproponowała, sięgając po torebkę.
- Pewnie – odparł, puszczając ją przodem.
        Całą drogę szli w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Zbyszek otworzył przed dziewczyną drzwi, po czym podążył za nią do jednego ze stolików. Oboje unikali swojego spojrzenia, ukrywając twarz w podanych przez kelnera kartach. Dopiero, gdy kilka minut później pojawiły się przed nimi parujące filiżanki z kawą, Ewa podniosła wzrok na siatkarza, nie mogąc dłużej znieść krępującego milczenia.
- Chciałeś porozmawiać… - zaczęła cicho, opierając głowę na ręce.
- W sumie to nic takiego, chciałem spędzić z tobą trochę czasu poza tym całym zamieszaniem z akcją – przyznał po chwili zastanowienia.
- No tak… Więc… Co słychać? – zapytała, upijając łyk z naczynia.
- W porządku – odparł szybko, kręcąc filiżanką po spodku, co wydawało dość irytujący dźwięk. Łasicz skrzywiła się nieco, a Bartman zaprzestał czynności. Po chwili jednak zaczął wyłamywać palce, co zostało skwitowane lekkim westchnieniem. – Wiesz, treningi, mecze… Nie ma na nic czasu. A u ciebie?
- U mnie… Chyba okay. Tak, jest całkiem dobrze – dziewczyna nieco zbyt energicznie odstawiła naczynie na talerzyk, przez co nieco ciemnego płynu wylało się na stolik. Nerwowo chwyciła serwetkę i wytarła plamę. – Ciągle planujemy nowe akcje, dostajemy masę listów od dzieciaków.
- Dzisiaj dobrze wam poszło – pochwalił ją Zibi, na co uśmiechnęła się lekko. – Choć ja i dzieci… To chyba nie najlepszy pomysł.
- Dlaczego? – zagaiła ciesząc się, że w końcu obrali jakiś temat do rozmowy.
- Jestem dość… spory. I silny. Po prostu boję się, że mógłbym im coś zrobić, one są takie małe… - urwał na chwilę, po czym kontynuował, wcześniej wciągając głęboko powietrze. – Coś zrobić, albo powiedzieć.
- Daj spokój, świetnie ci szło – odruchowo położyła swoją dłoń na jego. Spojrzał na nią zaskoczony, a ona szybkim gestem schowała rękę pod blatem. – Dzieci cię uwielbiają – zapewniła, patrząc gdzieś w bok.
- Szkoda, że tylko one… - mruknął do siebie i sięgnął po filiżankę. - - Więc... kiedy się znów zobaczymy?
- Nie wiem - odparła po chwili. Nie zdobyła się jednak na spojrzenie mu w oczy. - Ty masz przecież treningi, ja pracę... No i ciągle jesteś w Warszawie.
- Yhym - przytaknął, bawiąc się łyżeczką. - Może na jakimś meczu albo zaprosicie mnie na akcję.
- To na pewno - zapewniła ochoczo. Ciągle jednak zastanawiała ją jego... obojętność..? Nawet nie wiedziała, jak nazwać to uczucie. - Wiesz, chyba muszę już iść. Jestem strasznie zmęczona po tym wszystkim, a jutro od rana do pracy. Ty też chyba musisz wracać do stolicy...
- Już? - wyrwało mu się. Chciała wierzyć, że nie przesłyszała się i naprawdę jęknął zawiedziony. I ten smutek w jego oczach... Jak dziecko bez ulubionej zabawki.
- Niestety. Poza tym, Ania już powinna wrócić z randki z Bartkiem, a jak nie, to może jakoś ją zmuszę. Co za dużo to niezdrowo...
- Przecież Kurek jej nie zgwałci. Niech się nabędą ze sobą, skoro doszli do porozumienia. O spotkaniach ze mną tez tak myślisz? - Zbyszek spojrzał uważnie na towarzyszkę.
- Jak myślę?
- Że co za dużo...
- Oj, komplikujesz. My to co innego...
- Czyli jednak są jacyś "my" - uśmiechnął się półgębkiem.
- Chyba też potrzebujesz snu... - powiedziała cicho, czerwieniąc się nieznacznie. Wstała z krzesła i sięgnęła po torebkę, a siatkarz spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Naprawdę muszę iść.
- Szkoda. Naprawdę nie śpieszy mi się do stolicy.
- Co poradzę... No to, cóż. Miło było się spotkać... - zaczęła, ale przerwał jej machnięciem ręki. Również wstał, wcześniej wyciągając z portfela odpowiedni banknot. - Wybierasz się gdzieś?
- Odprowadzę cię. W końcu to zawsze jeszcze kilka wspólnych minut.
- Miło - uśmiechnęła się, gdy ponownie tego dnia otworzył jej drzwi.
- Więc mówisz, że Anka zaczęła randkować na całego? - spytał siatkarz. Szli obok siebie, a jego dłoń kilka razy potarła rękę dziewczyny. Chciał ją uścisnąć, ale bal się reakcji Ewy.
- Chyba tak. W końcu się do niego przekonała. To dobrze, bo przecież Bartek jest naprawdę fajny... No i ciężko było wytrzymać, gdy ciągle sobie dogryzali... - przyznała, przyspieszając nieznacznie kroku.
- Gdzie mi uciekasz? Już chcesz się mnie pozbyć? - brunet próbował żartować, ale zabrzmiało to bardziej jak wyrzut. Nie pomógł nawet krzywy uśmiech.
- Wybacz - uśmiechnęła się przepraszająco, zerkając na niego kątem oka. Niezauważalnie odetchnęła z ulgą widząc, że są już pod blokiem. Zbyszek jednak najwyraźniej nie zamierzał odpuścić i odprowadził ją pod same drzwi. - No to...
- Do zobaczenia?
- Chyba tak - wyciągnęła klucze z bocznej kieszeni torby i odwróciła się w stronę drzwi, jednak zatrzymało ją chrząknięcie Bartmana.
- Pa, Ewka - pochylił się przy jej twarzy i ucałował jej policzek. Zdążył ją ogarnąć zapach jego perfum.
- No pa... - szepnęła, kiedy zbiegał po schodach. Z zaskoczenia nie potrafiła trafić do zamka. Westchnęła lekko, starając się uspokoić bijące nienaturalnie szybko serce. W końcu udało jej się otworzyć.

*  *  *

- Ewiś? – zawołałam, słysząc dźwięk zamykanych drzwi. Nie ruszyłam się jednak z miejsca, upijając tylko łyk herbaty z kubka. Podniosłam głowę i ujrzałam wchodzącą do kuchni przyjaciółkę. Uśmiechnęła się do mnie lekko i kiwnęła głową. – Jak tam randka?
- Randka? – uniosła brwi, kładąc torebkę na stole. Usiadła na krześle i oparła ręce o blat, kładąc na nich głowę. Wydawało się, jakby zaraz miała zasnąć. – To było tylko koleżeńskie spotkanie – mruknęła tak niezrozumiale, że ledwo zdołałam wychwycić, o co chodzi.
- Coś się stało? – sprawnie zeskoczyłam z parapetu, na którym siedziałam od dłuższego czasu. Łasicz nawet nie wiedziała, że widziałam ich przez okno, ukryta za firanką.
- Nie… Tak… - zawahała się, prostując się nieznacznie tak, że w końcu mogłam widzieć jej twarz. Uśmiechnęłam się pocieszająco, po czym włączyłam elektryczny czajnik i przygotowałam dla niej kubek z esencją, dając jej chwilę na zebranie myśli. – No bo ja go nie rozumiem!
- Zbyszka? Ale dlaczego? Myślałam, że całkiem dobrze się dogadujecie i będzie z tego coś więcej – rzuciłam, wlewając gorącą wodę do naczynia.
- I w sumie było całkiem miło – jęknęła, niemal rzucając się na przygotowane przeze mnie picie. Herbata zawsze pomagała, na wszystko. – Co prawda pierwszy raz się zdarzyło, żeby brakowało nam tematu do rozmowy. Czasem robiło się dość sztywno… A najgorsze w tym wszystkim jest to, że często łapałam się na tym, żeby stamtąd uciec, wrócić do domu i schować się pod łóżkiem.
- Po prostu za bardzo chcecie – stwierdziłam, siadając naprzeciwko niej. Przeniosła na mnie wzrok, wpatrując się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. – Nie możecie mieć takiego parcia na to wszystko. To przyjdzie z czasem. Gołym okiem widać, że was do siebie ciągnie. Zbyszek chyba nie jest przyzwyczajony do tego, że mu na komuś zależy. Sama wiesz, jak to wyglądało dotąd. Traktował to jako luźną znajomość, ale najwyraźniej uświadomił sobie, że to jednak coś ważniejszego. A ty… Bardzo tego chcesz i nie chcesz niczego zepsuć.
- Może masz rację… Ale wiesz, jak on pachniał? Pierwszy raz tak… - zamyśliła się na chwilę. W pewnym momencie usłyszałyśmy sygnał przychodzącej wiadomości. Wiedząc, że to nie mój telefon, kiwnęłam głową w jej stronę. Przez dłuższą chwilę grzebała w torebce, w końcu jednak zaśmiała się krótko i sięgnęła do kieszeni spodni. Wpatrywała się w ekran błyszczącymi oczyma.
- Coś nie tak? – pochyliłam się w jej stronę, nie ukrywając zniecierpliwienia.
- Chyba musimy poćwiczyć nasze randki. Pożegnania od biedy ujdą – przeczytała, po czym pisnęła i roześmiała się. Pokręciłam głową z uśmiechem, po czym wypiłam łyk zimnej już herbaty.

                                                             
Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać. Sądziłam, że dodam rozdział jeszcze w sierpniu, no ale wszystko przesunęło się w czasie. Potem miał być w poniedziałek, z racji rozpoczęcia roku, nie mniej jednak nie miałam ani weny, ani ochoty, żeby go skończyć. W końcu się spięłam i z nie małą pomocą Marty udało się dojść do końca, za co bardzo Ci dziękuję :)
Nie wiem, kiedy pojawi się dziewiątka. Mam gotowe szkice najbliższych pięciu rozdziałów, z czego jeden jest już napisany niemalże w całości. Nie spodziewałam się jednak, że już w drugim dniu szkoły dostanę tyle zadania domowego, o zapowiedzianych kartkówkach nie wspomniawszy. Planuję wrócić do treningów, więc czasu będzie jeszcze mniej. Ale zobaczymy :)
Pozdrawiam serdecznie, Wasza Anna.

5 komentarzy:

  1. Obyłoby się bez peanów na moją cześć, bo ja się bardzo cieszę, że mogłam pomóc :)
    Ania ma rację, jeśli chodzi o Ewę i Zbyszka. W SMS potrafią się porozumieć genialnie, gorzej na żywo. Kto nie ryzykuje ten nie ma ;) Powiem coś, co mi się nasunęło już podczas pisania dialogów. Oni chyba by musieli iść do łóżka, wtedy się ośmielą i rozładuje im się to dziwne napięcie. Taka zboczona konkluzja :D
    Moim idolem ewidentnie jest mały Michaś :) Słodkie, nieśmiałe dziecko :) I poza tym, ja też chcę na barana do Kubiaka! :P Nie muszę mówić, że cudownie, bo to oczywiste, nie? ;p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna propozycja ze strony Zbyszka aby poćwiczyć randki :D Akcje z udziałem siatkarzy? Oby więcej takich ;) Pozdrowienia Sunny

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział mi się podoba bardzo, co zresztą wiesz :) Mimo wszystko trochę nie pasuje mi Twój zagubiony Zibi do jego ogólnego wizerunku, ale jeśli nie postawię go sobie przed oczami, to sama relacja i pomysł na jej rozwiązanie mi się podoba :)
    Ładny nowy szablon, ale jeśli mogę coś wtrącić, to trochę niewygodnie się czyta, jakoś te litery trochę zlewają się z tłem. Ale może tylko ja tak mam.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh Ewa i Zbyszek zachowują się jak przedszkolaki:). Zależy im, a każde boi się zrobić pierwszy krok:)

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na mojego bloga :
    http://siostra-siatkarza.blogspot.com/
    komentować ! :P

    OdpowiedzUsuń