24 lipca 2012

I. Rozdział 7. "Wątpliwości."




- A ty co tu robisz? - zdziwiłam się, na co Kurek zareagował lekkim uśmiechem i obdarzył mnie spojrzeniem spod rzęs.
- Tak sobie przechodziłem i stwierdziłem, że wpadnę, wiesz?
- A to ciekawe, bo ja właśnie skończyłam zajęcia i zamierzałam wracać do domu. Cóż za zbieg okoliczności!
- Też mnie to zdumiewa - roześmiał się w końcu.
- Tak... Więc co zrobimy z tak świetnie zapowiadającym się popołudniem? - nie przestając się uśmiechać musnęłam lekko wargami jego policzek, co przyjął z niemałym zdziwieniem. Na chwilę chyba zapomniał o oddychaniu, co skwitowałam cichym chichotem.
- Eee... Ale tak teraz zaraz?
- Nie, Bartuś, jutro. Chodź już, bo zaraz nas te hieny studenckie zeżrą.
- No co ja biedny mogę poradzić, że jestem najlepszym towarem w mieście? - siatkarz poprawił swoją fryzurę.
- Pozwól, że tego nie skomentuję - spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, po czym pociągnęłam go do przodu, by w końcu opuścić teren uczelni. - Myślałam raczej, że mógłbyś mnie odprowadzić do domu, no ale skoro nie chcesz...
- Czy ja coś powiedziałem? - ścisnął moją dłoń mocniej. - Przynajmniej dowiem się, gdzie mieszkasz.
- Tak, tak... No, to opowiadaj, co słychać.
- I cóż ja ci mogę powiedzieć. Życie gwiazdy nie jest łatwe. Treningi, fani, zdjęcia i autografy... - zaczął górnolotnym tonem.
- A jednak nie rezygnujesz. Masz choć odrobinę czasu dla siebie?
- Tak i oto postanowiłem dobrodusznie poświęcić ją dla ciebie. Doceń ten gest, maleńka.
- Wooow, czuję się zaszczycona! A dostanę autograf? I zdjęcie? Boszzz, TEN Bartosz Kurek trzyma mnie za rękę! - zaczęłam piszczeć, przez co zwróciłam na siebie uwagę wszystkich spacerujących parkową aleją. - Normalnie, dziewczyny mi nie uwierzą!
- Dobra, wygrałaś. Tylko bądź ciszej - jęknął zawiedziony.
- Oj, Bartuś. Tylko się z tobą droczę - uśmiechnęłam się do niego promiennie, na co on niemal potknął się i odwrócił wzrok. - Wiesz, ty to jakiś dziwny jesteś.
- Przepraszam, że nie nadążam za twoim nastawieniem. Niedawno ciskałaś na mnie lodowe bryły, a teraz ot tak mnie... uwodzisz?
- Ja... - urwałam, przenosząc wzrok na nogi, które mimo mojego zawahania nie zaprzestały marszu. Miał rację. Nie mogłam go wykorzystać, by zapomnieć. O Michale. Bardzo lubiłam Bartka, a do Winiarskiego do zawsze czułam podziw. I na tym musiało zostać. Dlaczego więc miałabym ignorować Kurka, który najwyraźniej czuł do mnie miętę przez rumianek. Przecież wcale nie zmuszam się do spotkań z nim. Właśnie to do mnie dotarło. Poczułam się nieco pewniej ze świadomością, iż Bartosz wcale nie jest lekarstwem na dziurę w sercu, którą nieświadomie pozostawił po sobie jego starszy kolega. - Przepraszam. Ależ ja cię wcale nie uwodzę. Przecież uśmiechnęłam się tylko. Mam dobry humor. No i stwierdziłam, że przecież nie mamy się o co kłócić, a ty taki fajny chłopak jesteś. W dodatku widzę, że mnie lubisz.
- Oj Anno, Anno... Kiedyś mnie wykończysz - westchnął przyjmujący patrząc przed siebie. - Chciałabyś zobaczyć się wieczorem?
- Dzisiaj? Wiesz, Ewa jest w dość podłym humorze i chyba poświęcę jej dzisiaj sporo czasu. Masz jakieś propozycje?
- Myślałem o kinie na początek - odparł niemrawo.
- Wiesz, bardzo chętnie, ale chyba nie dzisiaj. W ciągu najbliższych dni będę miała dość sporo pracy, ale w weekend bardzo chętnie się z tobą wybiorę - uśmiechnęłam się do niego ciepło, co niego poprawiło mu humor.
- Szkoda... Ale trzymam za słowo, jeśli chodzi o weekend. Bądź pewna, że się zgłoszę z tym do ciebie. Coś poważnego z Ewką?
- Ewa ostatnimi czasy spotykała się z Bartmanem, który ostatnio dość brzydko potraktował ją po meczu. Niby potem zadzwonił i okazało się, że wszystko było nieporozumieniem, ale i tak widzę, że jest trochę przybita...
- Nie może tak na poważnie brać wszystkich jego ruchów, bo on taki po prostu jest
- Mimo wszystko martwię się o nią. Cóż, ty go znasz lepiej... Jakich jeszcze wyskoków możemy się po nim spodziewać? Naprawdę jest takim kobieciarzem i flirciarzem?
- Jeśli mam odpowiedzieć szczerze... To tak. Ale to wszystko działo się, gdy był wolny i nie miał żadnej na oku. Zibi to ten typ, że gdy w końcu jakaś mu się spodoba, to nie pozwoli jej nikomu dotknąć. Chociaż sam może mieć problemy z przyznaniem się do głębszych uczuć
- Cieszę się, że to mówisz. Ona potrzebuje kogoś takiego. Ja nie mogę jej wszystkiego zapewnić, choćbym bardzo chciała - westchnęłam lekko, na co Bartek objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego, podnosząc głowę do góry. Uśmiechał się ciepło, w jego oczach dostrzegłam błysk. - Chyba powinnam jej podziękować.
- Za co? - spytał mnie.
- Bo przekonała mnie, że warto dać ci szansę. Gdyby nie ona... Chyba nie szlibyśmy teraz razem.
- Naprawdę? - aż z wrażenia się zatrzymał. - Więc jak chyba tym bardziej jestem jej coś winien. Może mam pogadać z Bartmanem?
- Nie wiem... Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Ale dziękuję, również w jej imieniu. Doceniłaby to z pewnością. Ale jest coś, z czym mógłbyś mi pomóc.
- Jakby co, to mówcie. Potrafię inteligentnie podejść człowieka - tłumaczył. - Czego ci potrzeba, młoda damo?
- Inteligentnie... - spojrzałam na niego badawczo, po czym pokręciłam głową. - Planuję zrobić Ewie imprezę urodzinową. Co prawda zostało jeszcze sporo czasu, ale w wakacje pewnie będziecie raczej myśleli o urlopach i wyjazdach, więc wolę się zorganizować za wczasu.
- Mam ci pomóc w organizacji czy po prostu mnie zapraszasz? - uśmiechnął się kącikiem ust.
- W organizacji sobie poradzę. Po prostu nie wiem, z którymi siatkarzami Ewa się trzyma, wiesz, tak w trakcie akcji. Na pewno Winiar, Zibi, ty, chyba coś wspominała o Kubiaku.
- No pewnie, że wpadnę. A z osobą towarzyszącą?
- Jeśli chcesz - odparłam zaskoczona, po czym przystanęłam. Doszliśmy do mojego bloku.
- Nie spytasz kogo zamierzam przyprowadzić? - przyjrzał mi się uważnie.
- Przecież to twoja sprawa - odwróciłam wzrok i poprawiłam wiszącą na ramieniu torebkę. - Muszę iść.
- Pani obrażalska - zawołał i pociągnął mnie za rękę. - Miałem na myśli ciebie - wyznał, patrząc mi głęboko w oczy. Jego twarz była zdecydowanie za blisko mojej
- Mniee? - zająknęłam się, niemal poddając się magii błękitnych tęczówek.
- Tak, głuptasie. Nie latałbym za tobą jak głupi, gdybym kogoś miał, nieprawdaż?
- Nie wiem... A latasz za mną? - uniosłam jedną brew. - I wcale nie byłeś przy uczelni przypadkiem, prawda?
- Do zobaczenia, Anno - wymigał się od odpowiedzi, całując mój policzek i odchodząc.

*  *  *

- Mówiłaś, że chciałabyś mi pomóc w fundacji, prawda? - zagadnęła niespodziewanie Ewa. Wyczułam, że szykuje się coś do roboty.
- Organizujecie akcję? - uśmiechnęłam się z zaciekawieniem, odkładając ścierkę na kuchenny blat. - Z siatkarzami?
- Jestem na tyle domyślna, że nie proponowałabym ci innej - spojrzała na mnie wymownie. - Z siatkarzami, a jakże. Więc jak? Dalej chętna?
- Oczywiście! Jakieś szczegóły?
- Sobota, godzina na razie jest ruchoma, ale szykuj się na poranek. Myślę, że możesz zabrać mój aparat i zrobić kilka zdjęć. Dzieciaki lubią pozować, a my moglibyśmy potem wstawić kilka z nich na stronę.
- Jestem pewna, że chłopcy również - zaśmiałam się, ale zamilkłam. - Ta sobota? - spojrzałam na nią niepewnie.
- Z takimi słodkimi maluchami zawsze. Nie, za pół roku - ironizowała brunetka. - Pewnie, że ta, Anka...
- Bo właśnie sobie przypomniałam, że Bartek chciał się ze mną umówić w ten weekend...
- Bartuś powiadasz - nie umknął mojej uwadze uśmieszek przebiegający przez twarz przyjaciółki. - A nie możesz tego przełożyć?
- No, w sumie... Chyba tak - westchnęłam, po czym uniosłam brwi. - Wnioskuję, że pan Bartman również przybędzie?
- Eee... Nie wiem, nie robimy listy obecności - odburknęła i spłonęła rumieńcem.
- Eeeewiiiiś? - spojrzałam na nią i parsknęłam śmiechem. - Dobra, tym razem dam ci spokój. Zobaczymy, co będzie w sobotę - pokazałam jej język.
- Nie zamierzam z nim rozmawiać i nie licz na sceny jak z romansu - mruknęła, patrząc na mnie krzywo. - I nie uśmiechaj się tak kretyńsko!
- Ej! Wypraszam sobie. Ale czego ty chcesz, przecież wytłumaczył ci, że to była tylko dziennikarka!
- On zawsze ma jakieś wytłumaczenie. Lovelas zakichany
- Ja cię normalnie nie poznaję! - pokręciłam głową. - Miśku, daj mu szansę. Co ci szkodzi? Jak nei ten, to inny. Mało facetów na tym świecie?
- Bo mi się uwidział akurat ten. Przez niego inni mnie nie interesują... - Ewa wyraźnie zmarkotniała.
- Więc nie odrzucaj go tak od razu. Zobaczymy, co wymyśli w sobotę. Jeśli zrobi jakiś krok w twoją stronę, to nie odwracaj się, daj mu się wykazać.
- Przepraszam bardzo, wynajął cię na swojego prawnika?
- Nie. Po prostu martwię się o ciebie. Odpuść, proszę, i nie skacz po mnie - przytuliłam ją niepewnie, a ta po chwili odwzajemniła gest.
- Przepraszam, nie powinnam. Oberwało ci się za niego.
- Sądzę, że on już też dostatecznie oberwał.
- Niech ci będzie. Negocjatorko - dźgnęła mnie między żebra.
- Uff - westchnęłam z ulgą. Kiedy Ewa pokazywała kolce, najlepiej było ją szybko ugłaskać. Byłyśmy pod tym względem bardzo do siebie podobne. Uśmiechnęłam się do niej ciepło.

*  *  *



Siedział przy stole czekając, aż Dagmara poda drugie danie. Przyzwyczaił się, że w ostatnich dniach posiłki spożywali osobno, lub w kompletnej ciszy. Brakowało mu rozmów, nawet tak prostych jak o pogodzie, czy mijającym dniu. Nie tak powinno się zachowywać szczęśliwe, kochające małżeństwo. Zadawał sobie pytanie, czy warto walczyć o ich rodziną, o wspólną przyszłość. Kłótnie zdarzały się coraz częściej. Nie potrafili znaleźć wspólnego języka. Każda decyzja, którą niegdyś podjęliby wspólnie, teraz rodziła coraz to nowsze sprzeczki i nieporozumienia. Bolała go ta bezradność. Czasem sam już nie wiedział, czy nadal darzy Dagę tą samą miłością. Coraz częściej zaczynał wątpić, czy ich związek da się jeszcze uratować.
Nawet jeśli, to nie mógł jej tak po prostu zostawić. Miał syna, małe dziecko. Jak miałby mu wytłumaczyć, że rozstaje się z mamą? Nie chciał, by w przyszłości chłopiec krążył między nimi jak jakiś przedmiot, przekazywany z rąk do rąk.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że zrezygnowałem z wyjazdu do Rosji - powiedział, przerywając krępującą ciszę. Wstał od stołu z zamiarem sprzątnięcia po sobie talerza, gdy Dagmara położyła swoją dłoń na jego.
- Mówisz poważnie? - uważnie spojrzała na męża.
- Przecież wiesz, że robię to wszystko dla nas - westchnął i ponownie usiadł na krześle. - Już ostatnio chciałem ci to powiedzieć, ale nie dałaś mi dojść do słowa.
- No zaskoczyłeś mnie tym wszystkim. Poczułam, że tracę stabilizację...
- Wiem, przepraszam - uśmiechnął się lekko do żony, która z nerwów przygryzała wargę. - Owszem, chcę się realizować, zdobywać doświadczenie, ale nigdy kosztem rodziny.
- Oj Michaś - przytuliła się do niego. - Nie chciałam, żebyś się poczuł nieważny i niedoceniony, tylko myślałam, że...
- Że was zostawię? - spojrzał na nią z czułością. - Wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. Kocham was najbardziej na świecie.
- Może, gdy Olivier trochę podrośnie, to gdzieś wyjedziemy, ale na razie zostańmy tutaj, co?
- Tak... - odparł, a jego głos zadrżał nieznacznie. Kobieta tuliła się do niego ufnie, a on nagle poczuł coś dziwnego. Jakby nie tego oczekiwał. W jednej chwili coś się w nim zmieniło. - Tak będzie najlepiej.
- Wiesz, że spotkałam tą twoją Ankę? - zagadnęła brunetka.
- Moją? - zdziwił się. - Kiedy?
- W sensie od ciebie, tak? Nie licz, że zrobię ci scenę zazdrości - zaśmiała się. - Na zakupach. Oli by mi nie darował, gdybyśmy nie podeszli.
- No tak... To... fajnie...? I jak?
- A wiesz, że dobrze? Miałyśmy chwilkę na rozmowę i cóż... - zastanowiła się chwilkę Dagmara. - Myślę, że byłabym w stanie ją pokonać.
- Pokonać?
- No wiesz, gdybyśmy miały się o ciebie bić - zażartowała.
- Mam nadzieję, że jednak nie - uśmiechnął się niepewnie. - Cieszę się, że potraficie się dogadać. Ania jest naprawdę świetną dziewczyną, przyjaźnimy się. Nie chcę,  żeby miało to wpływ na naszą relację.
- Dopóki to będzie tylko przyjaźń, to nie masz się czego obawiać - kobieta pogroziła mu palcem.
- Daga, proszę cię... - spojrzał na nią spod rzęs.
- Już, już - mruknęła. - Jaki ty pomocny jesteś dla wszystkich.
- Po prostu lubię Anię, to wszystko… - zaczął Michał, jednak przerwał mu śmiech synka.
- Ja też bardzo lubię ciocię! – zawołał, usadawiając się na kolanach ojca, który zmierzwił mu włosy.

*   *  *

        Rozglądałam się ostrożnie, wchodząc do przedpokoju. Ewa spała na kanapie w salonie. Wyciągnęłam z szafki pod telewizorem koc, którym delikatnie przykryłam przyjaciółkę. Przygryzłam nerwowo dolną wargę, po czym podeszłam do wieszaka, na którym znajdowała się torebka Łasicz. Szybko odnalazłam w niej telefon. Po kilku sekundach znalazłam potrzebny numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Witam najpiękniejszą dziewczynę na świecie. W czym mogę pomóc? - usłyszałam wesoły głos Bartmana.
- Em... - zawahałam się przez chwilę, po czym postanowiłam obrócić wszystko w żart. - Nie musiałeś aż tak... Dziękuję przystojnemu panu.
- Ania? - odparł zdumiony.
- Cześć, Zibi - uśmiechnęłam się przepraszająco choć oczywiste było, że nie może tego zobaczyć. - Wybacz, że cię zmyliłam.
- Co ty robisz w telefonie Ewki? - spytał głupkowato.
- Wiesz, jak jest na studiach... Z kasą krucho, na telefonie zwłaszcza - zaśmiałam się. - Potrzebowałam się z tobą skontaktować, więc pozwoliłam sobie zerknąć do jej kontaktów. Tylko ciii...
- Występujesz w roli troskliwej mamusi, mam rozumieć?
- Nie o to chodzi... Po prostu martwię się o Eww... Wiesz, to nie jest rozmowa na telefon.
- Dobrze. Czyli chcesz się spotkać?
- Byłoby naprawdę super... Wiem, że masz napięty grafik, dostosuję się.
- Cóż, o ile mnie pamięć nie myli... W Bełchatowie będę za kilka dni. Mam akcję z Herosami i myślę, że nie potrwa ona cały dzień. Więc? - spytał mnie.
- Dzięki wielkie. Cieszę się, że znajdziesz chwilę. To dużo dla mnie znaczy. Mogę mieć do ciebie jedną prośbę?
- Słucham?
- Nie mów Ewie o tej rozmowie.
- Jestem na tyle domyślny, że i tak bym tego nie zrobił.
- Dzięki. To do zobaczenia - rozłączyłam się i odłożyłam telefon przyjaciółki na miejsce z nadzieją, że moje starania nie pójdą na marne.


Witam wszystkich serdecznie. Mam nadzieję, że to coś powyżej się podobało. Ja osobiście nie jestem z niego specjalnie zadowolona. No, może poza pierwszą częścią. Jednak bardziej cieszę się na to, co będzie. Mam już mniej więcej naszkicowaną całą pierwszą serię. Pozostało jeszcze ok. 7-8 rozdziałów, no i oczywiście Epilog.
Ósemki możecie się spodziewać najwcześniej za dwa-trzy tygodnie. Rozległość w czasie związana jest z moim wyjazdem.
Wielkie gratulacje dla chłopaków za wygranie Memoriału. A już od za kilka dni wszyscy trzymamy kciuki za IO ;)
Pozdrawiam serdecznie, Wasza Anna.



4 komentarze:

  1. Naprawdę nie wiesz, skąd kojarzę te wszystkie dialogi? ^^ aż chyba nie mam prawa się wypowiadać, bo co będę o sobie mówić ;p
    Nie jesteś zadowolona? no buu, nie spisałam się :(
    Buzi nie było, Winiar z Dagmarą znów razem, a Ania zabawi się w swatkę ;) akcja fundacji niewątpliwie przyniesie wiele wrażeń ^^ a Bartosz będzie musiał poczekać na spotkanie z Anią.
    Jak zawsze super ;)może w następnym jakaś niespodzianka? ;p
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No no Ania bawi się w swatkę :) Spotkanie dla fundacji może być niesamowicie interesujące :p Bartuś coraz bardziej się stara :p rozdział bardzo fajny :) pozdrawiam i czekam na kolejny :) Ines.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ty robisz w telefonie Ewki?" - absolutnie genialny tekst!!!
    Jak cały rozdział zresztą. Nie wiem, co myśleć o Dadze - raz ją lubię, raz nie. Na pewno mogę powiedzieć, że to najbardziej kunsztowna literacko postać z tego opowiadania.
    Poza tym, mam wrażenie, że w takich sytuacjach zachowywałabym się dokładnie tak samo jak Łasicz. Czy Twoim celem było stworzenie MNIE jako MNIE? xD

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, nie, nie! Ja się nie zgadzam na to, żeby Misie i Daga dalej byli ze sobą, ja widzę Winara u boku uroczej istoty o imieniu Ania, a nie przy Dagmarze, której po prostu nie mogę zdzierżyć. No, ale Bartka to ja podziwiam bo widać, że naprawdę poważnie traktuje Ankę, pytanie tylko czy z tego coś będzie. No i spotkanie dla fundacji może być naprawdę ciekawe! Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinku, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń