2 czerwca 2012

I. Rozdział 4. "Co teraz będzie?"




- Szkoda, że Ewa nie może przyjść – powiedział Bartek, gdy chowałam bilet na mecz do torebki. Staliśmy pod moją uczelnią, świeciło słońce, a ja miałam dobry humor. Choć przebywałam z Bartkiem. I nie, to nie była jego zasługa. No, może odrobinę…
- Tak – kiwnęłam głową, po czym zaśmiałam się. – Ja ci nie wystarczę?
- No wiesz… Jedna to nie to samo, co dwie – poruszył brwiami w charakterystyczny sposób, a ja szturchnęłam go w ramię. – Oczywiście, że wystarczysz. Ty to jak dziesięć takich!
- Już się nie pogrążaj – pogroziłam mu palcem, ale po chwili ponownie parsknęłam śmiechem, widząc jego zabawną minę.
- No wiesz! Staram się być tylko miły! – zawołał oburzony.
- Dobra, dobra. Ja wiem swoje – spojrzałam w kierunku drzwi wejściowych na uczelnię i zaklęłam cicho, widząc tłum koleżanek. – Przepraszam, ale chyba musisz już iść.
- Chcesz się mnie pozbyć? – udał smutnego, ale gdy wskazałam mu głową powód mojej prośby, skrzywił się nieznacznie. – Chyba rozumiem. To co, widzimy się po południu?
- Pewnie – uśmiechnęłam się lekko. – To na razie.
- Ania! – zawołał jeszcze, gdy otwierałam drzwi.
- Tak?
- Powodzenia! – pomachałam mu tylko, po czym weszłam do środka. Niemal od razu podbiegły do mnie dziewczyny, co skwitowałam krótki westchnięciem.

*  *  *

- Coś ty taki radosny, Bartoszu? – rzucił Michał, sapiąc cicho, gdy próbował sięgnąć rękoma do stopy.
- A mam płakać? Piękny dzień jest. Słonko świeci, ptaszki śpiewają, Ania będzie na meczu, nic mnie nie boli, mama…
- Ania będzie na meczu? – wychwycił Winiarski i spojrzał znacząco na kolegę.
- A będzie – przyznał Kurek z uśmiechem. – Nie dalej jak przed dwoma godzinami wręczyłem jej wejściówkę. Niestety, Ewa nie da rady wpaść, więc muszę się zająć naszą białogłową.
- Co oczywiście uczynisz z największą przyjemnością.
- A ty byś się nie cieszył? Ups, pardon, stateczny mężu.
- Nie igraj sobie, Siuraku – zaśmiał się Winiar, a gdy podszedł do nich Wlazły, powiedział: - Nasz przyjaciel ma dziewczynę.
- Wcale nie! – zawołał Bartek, czerwieniąc się lekko. – To tylko koleżanka…
- … na którą masz ochotę? – przerwał mu Mariusz, rozgrzewając mięśnie ramion.
- Nie. Myślę o niej bardzo przyszłościowo.
- Chcesz nam powiedzieć, że w końcu zamierzasz się ustatkować? – prychnął kapitan Skry, czym zwrócił uwagę drużyny. – Chłopaki, nasz Bartuś rezygnuje z kawalerstwa!
- Co proszę? – chóralny głos siatkarzy rozniósł się po całej sali. Nawet trener Nawrocki zwrócił na nich swoją uwagę.
- To tylko koleżanka – syknął na tyle głośno, by wszyscy mogli go usłyszeć.
- Ale podoba ci się i chcesz czegoś więcej – stwierdził rzeczowo Winiar, jako jedyny nie przerywając ćwiczeń.
- To oczywiste.
- Nie zrób nic głupiego, okay? To nie jest tego typu dziewczyna.
- Tego typu?
- Nie znam jej zbyt dobrze, ale nawet tych kilka rozmów uświadomiło mi, że ona jest bardzo uczuciowa. Choć skrywa to pod grubą skorupą swojego feminizmu, naprawdę szuka kogoś odpowiedzialnego i opiekuńczego.
- Myślisz, że ja mógłbym być tym kimś? – zapytał cicho Bartek, podchodząc bliżej Winiara. Denerwowało go zachowanie kolegów z drużyny. Wiedział, że tylko sobie żartują, jak to zawsze mają w zwyczaju. Dziwnym trafem teraz sobie tego nie życzył. Traktował sprawę Anki bardzo poważnie. I choć Michał był zdecydowanie numerem jeden w robieniu kawałów, to był też jednocześnie najbardziej otwartym i spostrzegawczym siatkarzem w Bełchatowie.
- Myślę, że musisz na nią poczekać. Nie wszyscy są tak hop, do przodu, jak ty. Daj jej przetrawić to wszystko, niech się do ciebie przyzwyczai. Nie naciskaj, a może wyjdzie z tego coś fajnego.
- Dzięki, Michał. To… dużo dla mnie znaczy.
- Nie ma za co. To też i moja koleżanka. Sądzę nawet, że prawie się zaprzyjaźniliśmy. I na pewno nie będę spokojnie patrzył jak pieprzysz sprawę.
- Taa… - mruknął Bartek, po czym wyprostował się i ruszył w kierunku szatni. Trening można było oficjalnie uznać za zakończony.

*  *  *

- Dobra… - powiedziałam cicho do siebie, patrząc na kosmetyki leżące na toaletce. – To nie może być przecież takie trudne.
         Miałam jeszcze godzinę do meczu. Ewa niestety musiała zostać w pracy, więc całe przygotowania spoczywały tylko na mnie. Na szczęście często obserwowałam przyjaciółkę, gdy się maluje, więc jako tako miałam pojęcie, kiedy jakiego cienia użyć, co zrobić, by dłużej się trzymały. Zasiadłam więc przed lustrem i chwyciłam pierwsze pudełko z brązowym proszkiem. Lekko przejechałam po nim pędzelkiem, po czym trzymając koniuszek języka w prawym kąciku ust, dotknęłam włoskami powieki. To samo zrobiłam z drugim okiem, dodając kolejno beżowy i biały odcień. Kiedy kilka minut później spojrzałam do lustra, by ocenić całokształt, parsknęłam śmiechem. Wyglądałam niczym klown, albo miś panda. Szybko odnalazłam wśród opakowań chusteczki do demakijażu i wyczyściłam twarz. Spojrzałam na siebie, przygryzając wargę. W końcu sięgnęłam po puder i przejechałam pędzlem po skórze. Wytuszowałam starannie rzęsy, musnęłam usta bezbarwnym błyszczykiem i w końcu byłam zadowolona. A przynajmniej ja. Ewa zapewne mruczałaby pod nosem na temat mojego minimalizmu. Ale tak było lepiej.
         Widząc, że zostało mi niespełna pół godziny, zgarnęłam torebkę, do której wrzuciłam paczkę chusteczek, telefon, portfel i wejściówkę. Szybkim ruchem wygładziłam zmarszczenia na beżowej tunice, po czym ruszyłam w stronę wyjścia. Ubrałam płaszczyk i swoją ulubioną lekką czapeczkę, po czym zatrzasnęłam drzwi i równym krokiem skierowałam się na halę.

         Gdy weszłam odpowiednimi drzwiami w stronę sektora VIP, spojrzałam raz jeszcze na swój bilet. Odnalazłam wzrokiem numer miejsca i zaczęłam lawirować między ludźmi, idąc w stronę swojego rzędu. Dopiero, gdy usiadłam na swoim krzesełku, odetchnęłam z ulgą. Dawno nie widziałam tutaj takich tłumów, choć na mecze nie chodziłam zbyt często, zwykle tylko kilka razy w sezonie. Raczej to Ewa była stałą bywalczynią bełchatowskiej hali.
         Rozejrzałam się ciekawie dookoła. Niemal wszystkie sektory były zapełnione, klub kibica rozpoczął już swoją rozgrzewkę. Na parkiecie rozciągali się siatkarze. Niemal od razu odnalazłam wśród nich Bartka. Siedział obok Michała i Mariusza, a nie daleko rozgrzewał się też Paweł Zatorski z Karolem Kłosem. Uśmiechnęłam się, widząc skupienie na ich twarzach. Dzisiaj podejmowali ZAKSĘ. W gruncie rzeczy, walczyli o prowadzenie w tabeli. Wiedziałam, że chcą wypaść jak najlepiej, zwłaszcza w swoim mieście, wśród głośnego dopingu blisko trzech tysięcy ludzi, ubranych w żółto-czarne koszulki.
         Nagle poczułam lekkie szarpnięcie. Zdezorientowana przeniosłam wzrok z boiska na miejsce obok, gdzie właśnie usadawiał się kilkuletni chłopczyk. Trzymał mnie za ramię – najwyraźniej miało mu to pomóc we wdrapaniu się na plastikowe krzesełko.
- Oli, puść panią – usłyszałam głos młodej kobiety, która pojawiła się obok dziecka.
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się lekko, gdy speszony blondynek szybko odsunął swoją niewielką rączkę od mojej. – Komu kibicujesz, maluchu?
- Tatusiowi! – zawołał ten, uśmiechając się szeroko.
- Tak? A który to? – odwzajemniłam uśmiech i pochyliłam się w jego stronę nieznacznie.
- Teeeen! – powiedział głośno, wskazując palcem któregoś z siatkarzy, ale nie zdążyłam spojrzeć w tamtym kierunku, gdyż właśnie rozpoczął się mecz.
         Dopingowałam głośno swoją drużynę, skandując i licząc razem z innymi. Śmiałam się z wesołego „laas, dwaa, tsyyy!” mojego małego sąsiada, którego matka nazywała Olim. Ona sama patrzyła z uśmiechem to na synka, to na boisko. Wciąż nie mogłam dociec, o którego siatkarza chodziło chłopcu. Doszłam jednak do wniosku, że pewnie go poznam, gdy będę szukała Bartka.
- Chodź, Oli. Idziemy znaleźć tatusia – powiedziała brunetka, chwytając dziecko za rękę.
- Ale pani kce poznać tusia! – zawołał chłopczyk, ciągnąc mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- Ja również schodzę na dół, żeby poszukać swojego kolegi, wiesz? Możemy iść razem, jeśli chcesz.
         Zeszliśmy na płytę boiska, gdzie niemal natychmiast wpadliśmy na Kurka. Ten wyszczerzył się do mnie, po czym spojrzał na dziecko.
- Cześć, Oli – przybił z nim piątkę. – Do taty?
- Tak. Widziałeś gdzieś Michała? – zapytała kobieta, patrząc na przyjmującego.
- Aktualnie chyba udziela wywiadu. Jest tam – wskazał ręką stojącego po drugiej stronie boiska siatkarza.
- Dzięki.
- Jak się podobało? – zapytał Bartek, ponownie przenosząc wzrok na mnie.
- Niesamowite! Gratuluję, zwłaszcza tego pięknego ataku w końcówce. Huknęło aż u nas!
- Dziękuję – odparł nieco speszony. Najwyraźniej nie spodziewał się po mnie tylu komplementów. Zwykle przecież sobie dogryzaliśmy. Ale jakoś nie przeszkadzała mi moja nowa ja.
- Kto to był?
- Daga? To żona Winiara.
- To była jego żona? A ten mały…
- Oliwier.
- Właśnie. Rety, nie wiedziałam.
- Chyba cię polubił.
- Nie umiał mnie puścić przez cały mecz! Już zaczynałam się bać, że zaraz mnie oskarżą, że go zaczepiam.
- On już taki jest. Ale Dagmara jest w porządku. Choć czasem mam wrażenie, że coś do mnie ma… No, ale to już nie mój problem.
- Chyba obowiązki cię wzywają – wskazałam głową na kilka dziewczyn, stojących niedaleko z notesami. – Idź, poczekam.
- Na pewno?
- Przecież nikt mnie nie zje. Idź.
- Wracam za kilka minut, nie ruszaj się! – odparł i podszedł do nastolatek.
         Rozejrzałam się z ciekawością. Nigdy nie miałam okazji być tak blisko głównej płyty. Ostatnio nie było zbyt wiele czasu, a teraz, gdy część kibiców już wyszła, a hałas trochę się zmniejszył, mogłam spokojnie poznać prawdziwe oblicze tego miejsca. Już nie dziwił mnie fakt, dlaczego moja przyjaciółka tak często tu przychodzi, nawet na treningi chłopaków. Panował tu swoisty klimat, niepowtarzalna atmosfera, która nie znikała nawet po wielkim widowisku.
         Siatkarze byli w swoim żywiole. Część rozdawała autografy, inni udzielali wywiadu. W większości jednak stali ze swoimi rodzinami, rozmawiali, uśmiechali się. Zazdrościłam im tego. Wiedziałam, że gdy Bartek wróci, to wszystko się zmieni. Ale to było niesamowite. Zawsze mogli na kogoś liczyć, choć wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, jak wygląda życie sportowca. To były ciągłe podróże, życie na walizkach, w którym ciągle panowało zmęczenie, brak czasu, często kontuzje. Mimo to byli razem. Pokonywali wszystkie przeszkody, nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Właśnie te utrudnienia tak umacniały ich więzi.
- Czyżbyś czekała na Bartka? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Winiarskiego. Odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam się lekko. Trzymał synka na rękach, a obok nich stała Dagmara.
- Tak. Gdzieś mi się zawieruszył.
- A wies, że ta pani to moja kolezanka? – powiedział Oli, obejmując ojca za szyję.
- Naprawdę? Super. Właśnie, Daguś. Poznaj, to jest Ania, przyjaciółka moja i Ewki z fundacji, aktualnie sympatia Kurka.
- Żadna sympatia – mruknęłam pod nosem, podając brunetce rękę, która po chwili ją uścisnęła.
- Pilnuj się – zaśmiała się lekko Dagmara, patrząc na Kurka, który właśnie szczerzył się do aparatu, obejmując jakąś fankę. – A raczej jego. Bartka stać na wszystko…
- Jest… specyficznym człowiekiem – kiwnęłam głową. – Ale między nami nic nie ma, to tylko koleżeństwo.
- Jesteś pewna? – zapytała z uśmiechem. – A nie wygląda…
- Czyli mam nową ciocię? – ucieszył się Oliwier, wysuwając się z ramion ojca. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek, gdy tylko kucnęłam. Zaskoczona mało nie straciłam równowagi.
- Sądzę, że na to musisz jeszcze ciut poczekać, młody – zaśmiał się Winiar.
- Ania! – zawołał Kurek, nagle pojawiając się obok.
- Bartosz, ciemnoto, nie strasz mnie! – warknęłam, odwracając się w jego stronę.
- No już, dobra, dobra – uniósł ręce w obronnym geście. – Poczekasz jeszcze kilka minut? Skoczę tylko do szatni wziąć prysznic i zmienić ten okropny strój.
- Może pójdę już do wyjścia? Trochę tu duszno, a tobie pewnie zajmie to trochę więcej czasu, ślimaku.
- I tu masz rację – wtrącił Michał, a ja spojrzałam na niego pytająco. – Bartek pod prysznicem równa się brak ciepłej wody dla całej drużyny.
- Ej! Tym razem załatwię to raz-dwa. Nie zdążysz powiedzieć stół z poławy… poło… many…
- Stół bez nóg – pokazałam mu język, a ten odwdzięczył się tym samym. – Idź, bo śmierdzisz.
- Pff – prychnął, po czym ruszył szybkim krokiem w stronę wejścia do szatni.
- W takim razie będę się żegnać. Miło było poznać – uśmiechnęłam się do Dagmary, a ta odwzajemniła gest. – A, Michał. Gratuluję meczu. Byliście niesamowici.
- Dziękuję za doping.
- Cała przyjemność po mojej stronie – powiedziałam do niego. - Na razie, kawalerze – schyliłam się do poziomu Oliego i zmierzwiłam jego blond czuprynę. Ten wspiął się na palce i ponownie pocałował mnie w policzek, obejmując jednocześnie za szyję.
- Ale będziesz moją ciocią? – szepnął mi do ucha.
- Zobaczymy – również szepnęłam, po czym zdjęłam jego rączki z mojego karku i ruszyłam w stronę wyjścia, machając mu jeszcze krótko.
- A więc to jest ta dziewczyna – powiedziała Dagmara.
- Tak. Jest w porządku, prawda? – Michał uśmiechnął się i objął ją ramieniem.
- Mam nadzieję, że nie spali się na Bartku. Nie wiem, czy on jest na tyle odpowiedzialny…
- Ania da sobie radę. Wierz mi, potrafi zgasić każdego, choć jest równocześnie bardzo wrażliwą osobą.
- Domyślam się – odparła brunetka, po czym pocałowała męża w policzek. – Idź do szatni. Będziemy czekać w samochodzie.

*  *  *



- Opowiedz mi coś o sobie – zaproponował Bartek, odkładając filiżankę z kawą na spodek.
         Siedzieliśmy w kawiarni już dobre pół godziny. Rozmowa nie za bardzo się kleiła, choć Kurek starał się jak tylko mógł. Mimo tego jednak, wcale nie czułam się znudzona.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Co studiujesz?
- Pedagogikę.
- Chcesz być nauczycielką?
- Nie wiem, czego chcę. Chyba jeszcze trochę za wcześnie na takie pytania. Nie mniej jednak lubię dzieci, więc chyba pójdę w tym kierunku.
- Nie sądziłem, że ktoś z takim charakterem jak twój może lubić zabawy z dzieciakami – przyznał szczerze, spoglądając mi prosto w oczy.
- A jaka według ciebie jestem? – pochyliłam się nieznacznie nad blatem, nie przerywając wzrokowego kontaktu. On tylko uśmiechnął się lekko i również przesunął krzesło bliżej stolika.
- Energiczna, wybuchowa, z ciętym językiem, zdecydowana – wyliczał.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz… - powiedziałam cicho do siebie, na co on tylko uniósł prawą brew.
- Więc jaka jest prawdziwa Ania? – usiadł wygodniej, zaplatając dłonie na piersi, całe czas patrząc na mnie z nie mniejszym zainteresowaniem i uśmiechem.
- Słaba, zagubiona, sama… - przyznałam niechętnie, odwracając głowę w bok. Widziałam w szybie nasze odbicia, tak doskonałe na ciemnym tle wieczornego nieba. On też spojrzał w tym kierunku. – Z jednej strony idealna, postrzegana jako wariatka z ciętą ripostą. A tak naprawdę jest niewiele osób, które mnie znają. Tylko Ewa. A teraz i Michał… I ty.
- Dlaczego tak mnie od siebie odsuwasz? – zapytał cicho, delikatnie obejmując moją dłoń. Nie wyrwałam jej, ale gdy tylko spojrzałam na niego zaskoczona, od razu ją puścił. – Co takiego ci zrobiłem?
- Nic. Po prostu… Jestem uczulona na facetów. Postrzegałam cię jako sławnego sportowca, któremu sława uderzyła do głowy. Z resztą, nie mogłam sądzić inaczej po naszym pierwszym spotkaniu.
- Tak reaguję na ładne dziewczyny, wydurniam się – zaśmiał się cicho. – Ja nie jestem jak wszyscy.
- Udowodnij mi to – rzuciłam, wstając z krzesła. Zdziwiony zerwał się również.
- Już idziesz? – zapytał, jakby z zawodem.
- Zrobiło się późno. Poza tym, Ewa jest sama…
- Odprowadzę cię – zadecydował, pomagając mi włożyć płaszcz. Sam szybkim ruchem założył swoją bluzę, po czym zostawił na stoliku kilka banknotów, po czym wyszliśmy z kawiarni, odprowadzani spojrzeniami innych klientów.

*  *  *

- Co teraz będzie? – zapytał, gdy staliśmy pod moim blokiem.
- Nie wiem. A czego byś chciał? – odparłam pytaniem, chowając jednocześnie ręce w kieszeniach, kiedy powiał chłodniejszy wiatr.
- Czegokolwiek. Byle byś mnie od siebie tak nie odsuwała – przyznał szczerze, uśmiechając się niepewnie.
- Tyle chyba mogę ci obiecać – uśmiechnęłam się. – Dzięki za miły wieczór.
- Ania! – zawołał jeszcze, gdy odeszłam kilka kroków. Odwróciłam się i wróciłam do niego.
- Tak?
- Naprawdę jestem taki zły? – zapytał, pochylając się nade mną. Spojrzałam w jego błękitne tęczówki, które wpatrywały się we mnie z nadzieją i oczekiwaniem.
- Nie – uśmiechnęłam się. – Chciałabym… Chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić.
- Byłoby wspaniale – ucieszył się.
Gdy poczułam jego oddech na twarzy, odruchowo przymknęłam oczy sądząc, że chce mnie pocałować. On jednak tylko musnął delikatnie mój policzek tak, że prawie tego nie poczułam, choć jednocześnie wydawało mi się to najsłodszą pieszczotą. Spojrzałam ponownie w jego oczy, unosząc lekko kąciki ust, po czym również dotknęłam ustami jego policzka. Szybko odsunęłam się i podeszłam do drzwi. Stojąc w progu odwróciłam się ostatni raz. Stał w tym samym miejscu. Pomachał do mnie i odszedł. A ja westchnęłam tylko, patrząc na oddalającą się sylwetkę siatkarza, po czym sama ruszyłam w stronę swojego mieszkania.



Publikacja jak najbardziej oficjalna, jednak w tym portalu - tylko na próbę. Jeśli Onet nadal będzie odstawiał takie cyrki, zapewne zagoszczę tu na dłużej.
Strona cały czas jest w edycji, proszę o wyrozumiałość.
Nasi chłopcy wygrywają - gratulacje. Zwłaszcza dla Bartka, z najlepszymi życzeniami, by jak najszybciej zgrał się z chłopakami ;)
Pozdrawiam.

3 komentarze:

  1. Bartosz czaruje i kiedyś nam tą Ankę zaczaruje ;) Oby skutecznie i jak najbardziej na serio, bo przecież to z pożytkiem dla nich obojga. No i Oliviera, bo chciał mieć ją za ciocię ;D
    Anioł Stróż Michał czuwa nad wszystkim :)
    przepraszam, skasowało mi komentarz
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj no i nam Bartosz chyba wpadł po uszy i nie ma już dla niego ratunku. Czaruje, czaruje i coś mi się zdaję, że w końcu i Ania ulegnie temu czarującemu kurkowi, chociaż mam wrażenie, że Michał zaczarował ją już znacznie wcześniej, a Oli na dobre wkradł się do jej serca. Urocze dziecko i aż z uśmiechem na ustach czytałam fragmenty z nim. Kochana oczywiście, że chcę być informowana o nowościach. Pozdrawiam serdecznie / twelve-tears

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartuś, Bartuś rozpędzasz się :p coś ich ku sobie ciągnie :) Oli jaki słodziak ;p A wracając do Bartka i Ani to Kurek się stara i dobrze ;p może coś z tego wyjdzie byleby za bardzo jej w głowie Winiarski na dłużej nie zamieszkał ;p mimo, że ma żonę ;p różnie się zdarza :p pozdrawiam Ines.

    OdpowiedzUsuń